Nieznana terrorystka, Richard Flanagan
"Jej życie jako opowieść nie pachniało żadnym konkretnym miejscem ani nadzieją na dom. Nie dawało również pokrzepienia, jakim odznaczają się czasem opowieści, które zapewne zawsze powinny się nim odznaczać. Bandyta jest już na schodach, a tym bandytą możesz być także ty. Kto wie, do czego zdolny jest człowiek, jeśli pozbawić go możliwości kochania?"
W
doprawdy dziwnych czasach żyjemy. Czasach, w których od starożytności zmieniło
się tak wiele, a jednak nie zmieniło się nic. Pamiętacie okrzyk Juwenalisa – „Chleba
i igrzysk”? Nie? To nic. Na pewno wiecie o walkach gladiatorów, odbywających
się na śmierć i życie ku uciesze gawiedzi złożonej z tysięcy osób, których
największą rozrywką było patrzenie na krew, flaki i cierpienie. Były to
rozrywki organizowane przez włodarzy dla celów manipulacji i kontroli ludu,
czyli generalnie w celach politycznych.
Od tamtego czasu niewiele się zmieniło – choć nikt
o zdrowych zmysłach w cywilizowanych krajach nie organizuje krwawych igrzysk,
to lud nadal łaknie krwi, a dla spokoju sumienia zaspokaja się krwią wirtualną.
Hejt w internecie, pełne przemocy gry i filmy… Zło od tysięcy lat się nie zmienia,
zmienia się jedynie jej nośnik i, być może, skala. Bo teraz każdy z nas może
sobie kogoś zabić – nawet, jeśli jest
to wirtualne, to pozwala się wyżyć i zaspokoić żądne mordu pierwiastki
drapieżnika, które w nas tkwią. W związku z tym atrakcyjność przemocy spada i
trzeba znaleźć inny sposób, by ludźmi sterować. Do grupy tych rozrywek, serwowanych
nam przez system, dochodzi strach.
Największą bolączką XXI wieku jest
terroryzm. Zwłaszcza w krajach bogatych, mocno ucywilizowanych, w których
śmierć istotnie występuje głównie wirtualnie (no, nie mówię o wojnach gangów i
wariatach z giwerami, strzelającymi do dzieciaków w szkołach, ale są to ułamki),
strach przed terroryzmem jest szczególnie silny. Amerykanie po 11 września mają
już paranoję, ucierpieli tak mocno, że ich środki bezpieczeństwa przekraczają
granice absurdu. Ale nikt ich nie wini, to zrozumiałe. Mocniejszą paranoją
mogłaby się wykazać jednak np. Australia – kraj, w którym zło praktycznie nie
istnieje, kraj, stworzony przez wyrzutków, uciekinierów, skazanych na wygnanie,
którego mieszkańcy żyją jak pączki w maśle – bezpiecznie, bogato, wygodnie – bo
wiedzą, jak wiele (i jak łatwo) można stracić. Cień zagrożenia wystarczy, by
cały kraj oblał się zimnym potem i zaczął drżeć ze strachu. A co, jeśli
zagrożenie nie przyszłoby z zewnątrz? Jeśli złoczyńcą okazałby się nie
obrośnięty Talib, a… smagła rodaczka? Czy strach nie byłby wtedy większy,
karmiony świadomością, że zło nie musi wcale być obce? Że może być tuż obok?
Taką sytuację serwuje nam Richard
Flanagan w swojej najnowszej powieści „Nieznana terrorystka”. Otóż w rolę
tytułowej terrorystki wciela się drobna, piękna Australijka o imionach Doll,
Krystal i Gina – a tylko jeden zawód, poza aktorstwem, pozwala na dowolną
zmianę tożsamości. Doll jest tancerką erotyczną, której kariera – na szczęście!
– dobiega kresu. Dziewczyna odkłada każdy grosz, nie ustając w marzeniach o lepszym,
nowym, prawdziwym życiu, którego skrawki łapczywie pochłania, nosząc ciuchy od
Prady i tańcząc dla obrzydliwie bogatych mężczyzn. Za chwilę przestanie, za
chwilę będzie miała już wystarczająco dużo pieniędzy, by zacząć żyć, za chwilę
jej życie w ogóle się z a c z n i e.
Doll nie jest dziewczyną, z którą na
pierwszy rzut oka mogłabym się zaprzyjaźnić. Wyniosła, zimna, próżna – ma ona
zresztą tylko jedną przyjaciółkę i całe mnóstwo sekretów. To wszystko
niezmiennie dlatego, że obecne życie jest „tymczasowe”, tak jak tymczasowe są jej cowieczorne nagie wygibasy
przed wygłodniałą publicznością, składające się na obietnicę lepszego życia w
przyszłości. Doll wydaje się jednowymiarowa, wyrachowana, wręcz nudna. Do
momentu, gdy poznaje fajnego faceta – faceta, który mógłby nawet stać się
częścią tego lepszego życia – jest wręcz przezroczysta. Kolejne wydarzenia, w których
niechcąco staje się głównym bohaterem, ujawnią, że wcale tak nie jest. Ale
wtedy dowie się o tym cały świat, nie tylko czytelnik; tajemnice Giny wyjdą na
jaw, a jej kruche wnętrze rozpadnie się jak domek z kart.
Fabuła jest bardzo prosta. Doll po prostu znajdzie
się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie i z nieodpowiednią osobą
- i to jedno wydarzenie zmieni jej życie całkowicie i to bynajmniej nie na to
wymarzone. Będąc na oczach całej Australii, Gina wzbudzi strach – strach dodatkowo
podsycany przez żądne krwi media i żądnych krwi widzów - i stanie się
najbardziej poszukiwaną terrorystką w kraju.
Właściwie… dlaczego nie pójdzie na policję?
Dlaczego nie wyjaśni, że to wszystko to jakaś fatalna pomyłka, że wcale nie
spiskowała przeciwko swojemu krajowi, że to po prostu zwyczajne – choć tragiczne
w skutkach – nieporozumienie?
Cóż… chleba i igrzysk.
Flanagan w kapitalny sposób opisuje
najmroczniejszą stronę naszej cywilizacji, nadużywanie władzy, manipulacje i
współczesne, swoiste, palenie czarownic. To nie jest w żadnej mierze powieść
szpiegowska czy sensacyjna, nie jest też kryminałem, Flanagan nie jest drugim
Silvą, a w powieści brak Gabriela Allona czy innego superbohatera, walczącego z
terrorem. Jest za to rozpacz, szczucie, osaczenie i śmierć – a także strach;
dużo, dużo strachu. I po lekturze książki, gdy czytelnik się wreszcie
otrząśnie, pozostaje refleksja: w jak bardzo popieprzonych czasach żyjemy!
A przecież tak
wiele się zmieniło od czasów, gdy na arenach walczyli ze sobą gladiatorzy
do ostatniej krwi…
„Nieznana terrorystka” to powieść
nadzwyczajna, napisana piękną prozą, surową i przy tym zaskakująco delikatną.
Flanagan zachwyca kontrastem narracji; jest momentami brutalnie ostry i
odważny, a jednocześnie trudno odmówić mu pięknego, lekkiego pióra. Ta
skrajność opisu sprawia, że książka jest ciężka i lekka jednocześnie, kwiecista
i obleśna, odpychająca i poruszająca, ambiwalentna. Ma ponadto świetnie
zarysowane postaci, genialnie przedstawione antagonizmy, mocne emocje i sporo „surowego
mięcha”. To bez wątpienia wielka literatura, po którą warto sięgać – a łza,
tocząca się po policzku i długo jeszcze po lekturze grające struny, które w sercu
czytelnika poruszył autor, to dodatkowe atuty książki. Jedyna wada, łyżka
dziegciu w tym garze miodu, to nadmiar szczegółów, kilka niepotrzebnych scen nie
wnoszących nic do fabuły. Może to jednak tylko wina gatunku – jak już pisałam,
to nie jest kryminał, a to w kryminałach, według Czechowa, każda strzelba z
pierwszej sceny musi kiedyś wypalić. Zapomnijcie więc o tej drobnej rysie i po
prostu cieszcie się lekturą, którą serdecznie polecam. Lojalnie jednak uprzedzam
- „Nieznana terrorystka” to trudna lektura, bo obnażająca wady każdego z nas.
Wady, o których byśmy sami siebie nie podejrzewali dopóty, dopóki nie
znaleźlibyśmy się w takiej samej sytuacji, w jakiej znalazła się Gina Davies. I
całe szczęście, że to tylko fikcja literacka…
Czy na pewno?
„Nieznana
terrorystka”
Richard
Flanagan
Wydawnictwo
Literackie 2018
Komentarze
Prześlij komentarz