Zamek z piasku, który runął; Stieg Larsson

"Musimy się zająć Blomkvistem. W całym tym zamieszaniu jest jak odbezpieczony granat"

Ostatnio na jakimś blogu przeczytałam, że najgorszą do zrecenzowania książką jest dobra, średnia i kolejna. Stwierdzenie, że najłatwiej zrecenzować książkę złą, pozostawię bez komentarza, ale tak generalnie muszę się zgodzić z tym, że to ta kolejna zawsze przysparza mi największych trudności. Zwykle dlatego, że trudno cokolwiek konkretnego napisać o fabule, by nie zdradzić czegoś istotnego z poprzedzającej części. Poza tym skoro mamy do czynienia z tym samym autorem, tymi samymi bohaterami i tym samym uniwersum, to niewiele więcej można na te tematy powiedzieć, niż się powiedziało przy pierwszym tomie, prawda?
Prawda. Dlatego o tej kontynuacji będzie mi wyjątkowo trudno pisać, bowiem zakończenie II tomu sugerowało coś wielkiego, a już rozpoczęcie tomu III potwierdza i zaprzecza ;) pewne rzeczy. Nic to, jakoś sobie poradzimy, będzie bardziej tajemniczo, niż u Larssona, postaram się niczego nie zaspoilerować. Ale tak czy inaczej - jeśli nie czytałeś żadnej części, to ten wpis i tak Ci nic nie powie :) 
„Zamek z piasku, który runął” Stiega Larssona to trzecia część trylogii Millenium, poświęconej perypetiom genialnej hakerki Lisbeth Salander i dociekliwego dziennikarza Mikaela Blomkvista. Rzecz dzieje się w Szwecji, kraju ojczystym autora, który zmarł tuż przed ukazaniem się pierwszej części swojego niezwykłego cyklu. Cyklu, który obecnie uznawany jest za jeden z najważniejszych w historii literatury kryminalnej ever. Jeśli o mnie chodzi, to pierwszym i drugim tomem Millenium byłam po prostu oczarowana (pod postem macie linki do opinii), a trzeci… Cóż. Trzeci czekał. Książka, która liczy sobie ponad  700 stron, zawsze musi swoje odleżeć na półce – nawet, jeśli jesteś przekonany, że będzie warto. Ale wreszcie się doczekała – i tak, zdecydowanie było warto!

Zacznę od tego, że aby przeczytać trzeci tom, trzeba przeczytać drugi, a aby przeczytać drugi, trzeba przeczytać pierwszy. Piszę to tak pro forma, bo nie sądzę, by ktokolwiek był na tyle szalony, by zacząć tę serię od końca. Tylko czytając w odpowiedniej kolejności można zarówno docenić kunszt i niezwykłą drobiazgowość usnutej fabuły, jak i w ogóle zrozumieć treść. Wydarzenia, opisane w „Zamku z piasku, który runął” są nierozerwalnie związane z wydarzeniami opisanymi w poprzednim tomie i bezpośrednio z nich wynikają. Może nie jest to super odkrywcze, ale bywają serie, których poszczególne części mają zamknięte fabuły i spokojnie można sobie nimi żonglować (ot, choćby seria o Rizzoli i Isles Tess Gerritsen, powieści Alex Kavy czy Stuarta MacBride), więc wybaczcie, że tyle się o tym rozgaduję. Ale to kolejny dowód na to, że strasznie ciężko opisać kontynuację. No bo hej, cóż ja mogę? Banalnie powiedzieć, że nastąpił fajny rozwój psychologiczny bohaterów? Błyskotliwie obiecać, że wszystko się elegancko wyjaśnia? Zachęcić przyznaniem, że intryga była równie zagmatwana, jak w poprzednich częściach? No to niech będzie. Mówię i potwierdzam, i obiecuję. Dodam jeszcze, że Larsson ponownie sięgnął do szerokiego wachlarza wątków społeczno-politycznych i wprowadził emocjonujący wątek szpiegowski z Sapo i GRU na czele. I choć tutaj prawa kobiet nie są kluczowe w odróżnieniu do poprzednich części, w których feminizm i kwestie przemocy wobec kobiet wysuwały się na pierwszy plan, to jednak pewne charakterystyczne cechy prozy Larssona-przyjaciela-i-obrońcy-słabszej-płci są mocno widoczne. Same silne kobiece osobowości – jak Lisbeth Salander, Erika Berger, Annika Giannini czy Monika Figuerola – zostały rewelacyjnie skomponowane, ale nie przesadnie. Larsson konstruował swoich bohaterów z wyczuciem, a bohaterki – z pietyzmem i niezwykłą dbałością o to, by były silne, ale nie w sposób karykaturalny. To jedna z najlepszych cech prozy skandynawskiego mistrza.

Reasumując, trylogia Millenium to perła nie tylko skandynawskiej, ale światowej prozy kryminalnej. Każdy z tomów przybliża nieco inną formę kryminału, bowiem mamy typowe crime story, powieść sensacyjną i powieść polityczno-szpiegowską, a to kolejny atut przemawiający za genialnością twórcy. W odróżnieniu do innych serii, które ciągną się jak spaghetti, a fabuła każdej części jest niemalże kopią poprzedniej, tutaj mamy różnorodność, ale zamkniętą w granicach dobrze znanego już i lubianego uniwersum. Tak, to jest to!

Jeśli macie w planach na 2017 rok przeczytać Ważną Książkę czy Książkę Grubą Jak Cholera, ewentualnie Serię O Której Wszyscy Gadają, to koniecznie łapcie za Millenium. Po kolei, ofkors. I rozkoszujcie się doskonale, misternie skonstruowanym thrillerem, od którego ciężko będzie się oderwać. Ale hej, jest -20 stopni, śniegu nawaliło po kolana, więc co robić innego, jak nie czytać?

Trylogia Millenium


Komentarze