Plagiat, Maurycy Nowakowski


„Jest wielu zawistnych ludzi, którzy nie potrafią doceniać i wspierać. Zazdrość jest zbyt silna”

Wrocław. Podczas manifestacji zorganizowanej w centrum miasta dochodzi do zamieszek, dwie osoby zostają zamordowane. Winą obarczona zostaje grupa neonazistów, która planowała kontrmanifę już od jakiegoś czasu. Młody dziennikarz, Marcin Faron, widzi jednak pewne sprzeczności – para studentów zginęła od ciosu nożem, podczas gdy naziole walczyli na pięści. Ponadto ofiary były związane ze specjalistką od PR, która ginie w wyniku eksplozji auta kilka tygodni później…

Środowisko akademickie jest dość hermetyczne. Naukowcy, zwłaszcza doktorzy, docenci i profesorowie, niejednokrotnie niemal wydrapują swoją pozycję pazurami. Spiski, niecne uczynki, podkradanie pomysłów i plagiatowanie cudzych rozpraw i artykułów – takie właśnie cechy obnaża Nowakowski, ukazując specyficzny światek uczelni wyższych. Z tematu pozornie nudnawego i mało ekscytującego wycisnął maksimum i na kanwie teoretycznie usypiającego motywu stworzył elektryzujący thriller, dorzucając doń jeszcze ogrom wiadomości z historii rocka…. Z tej dziwacznej kompozycji wyszedł mu całkiem smakowity miszmasz.

„Plagiat” to obszerna opowieść, czerpiąca z bardzo aktualnych tematów. Poza niewątpliwą wartością literacką, o której przeczytacie za moment, ma w sobie również pierwiastek publicystyczny. Maurycy Nowakowski jest świetnym obserwatorem rzeczywistości i w trafny sposób ją ocenia, przedkładając suche fakty i rzeczowe spostrzeżenia na znośną, lekkostrawną fabułę. Chociaż momentami czułam się odrobinkę przytłoczona nadmiarem motywów i zdarzeń, było warto, bo wszystko elegancko się wyjaśnia i okazuje się, że każde odgałęzienie bogatej fabuły było niezbędne dla jej ostatecznego związania. Niby to jest logiczne, ale nie zawsze i dla wszystkich pisarzy takie oczywiste... Zresztą przy bogatym arsenale wątków łatwo wypaść z kolein i popłynąć z dygresjami daleko poza zamierzoną, zamkniętą ramami fabuły opowieść. Ale to temat na zupełnie inny wpis...
„Plagiat” komentuje nie tylko sytuację uniwersytecką, ale również zwraca uwagę na poważny problem nowoczesnego nacjonalizmu i odsłania kulisy organizacji imprez masowych, które nie są tak piękne, jak może się wydawać nam, uczestnikom. Ponadto autor przemycił w opowieści swoje własne pasje (zresztą autor napisał m.in. biografie Phila Collinsa i Petera Gabriela) i niekiedy kontrowersyjne poglądy, przez co powieść nabiera trójwymiarowości. „Plagiat” to nie jest prosta, jednopłaszczyznowa historia o zabójstwie, to raczej skomplikowany, wielowątkowy wycinek fikcyjnej rzeczywistości, która teoretycznie mogłaby się wydarzyć. Fabułę podano w niezwykle udany pod względem literackim sposób, często poetycki i metaforyczny, kiedy indziej kontrastujący, rozkosznie szorstki. Treść zdradza dobre przygotowanie merytoryczne oraz warsztatowe autora, dzięki czemu lektura książki jest po prostu przyjemnością. Zresztą sami zobaczcie, jak fajnie mu wychodzi kreacja własnego stylu:
„Jan Komar nie spuszczał wzroku ze swojej żony. Czasami zdawało mu się, że zna ją tak dobrze, że potrafi prześwietlić na wylot. Nie raz widział ją w takim stanie – permanentnego rozpierdolenia emocjonalnego. Zmusił się do uśmiechu, ale jego twarz wykrzywił jakiś nieokreślony współczująco-litościwy grymas.

- Połóż się, jesteś wykończona. Jutro zaczyna się reszta naszego życia. Taki reset był nam potrzebny”
Dziennikarz to częsty zawód głównych bohaterów powieści szpiegowskich czy sensacyjnych, w których kipi od emocji i akcji równocześnie (emocje to raczej pozaliterackie). Bardzo lubię takie historie – mocno osadzone w polskich realiach, pozbawione tandetnego patosu i nierealnego rozdmuchania fabularnego. Podoba mi się to, że autor nie pofolgował fantazji i nie wymknął się z ram naszej namacalnej obyczajowości, kreując swojego bohatera na niewiarygodnego Jamesa Bonda czy nawet, dla celów omawianej opowieści, kolejnego Mikaela Blomkvista. Marcin Faron, choć wciąż niejednoznaczny, jest sobą. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to do zbytniej genialności Farona i czasami zbyt oczywistych zbiegów okoliczności, ale to naprawdę szczypta dziegciu na cały gar miodu. Po prostu więcej się wymaga od dobrych fachowców.
Jeśli chodzi o atmosferę powieści, to jest odpowiednio wyważona – jest suspens, są momenty wyciszenia, są też fragmenty pełne akcji. Doprawdy nie mam do czego się przyczepić. W przyszłości oczekuję od autora podobnego pazura reportersko-sensacyjnego, jak u Piotra Głuchowskiego.

Winszuję Maurycemu Nowakowskiemu udanej książki i mam nadzieję na więcej. Cieszę się, że się nie pogubił w gmatwaninie własnej fantazji i skrupulatnie powiązał wszystkie luźne końce. W efekcie udało mu się napisać spójną, acz wielowarstwową opowieść kryminalno-sensacyjną, przy której bardzo dobrze się bawiłam. Mam tylko nadzieję, że „Plagiat” to nie proroctwo… ;)

„Plagiat”
Maurycy Nowakowski
Videograf 2016



Komentarze