Zakon mimów, Samantha Shannon
"Bezdomni pozostali bezdomnymi, a ciała wciąż tańczyły. Marionetki na sznurku kata"
Młodziutka Samantha Shannon przepięknie zadebiutowała "Czasem żniw", potężnym tomiskiem fantasy, który zdumiewa swoim rozmachem i ogromem skomplikowanej treści. Jak w tak młodej głowie mieści się ta cała pokręcona machina, zastanawiałam się. Uznałam jednak, że po prostu niektórzy ludzie mają 'to coś', co pozwala im wnieść się znacznie ponad przeciętność, i do tego zdolność przekuwania tego czegoś w coś stałego, w coś, co można dać innym.
"Czas żniw" podobał mi się niezmiernie, choć przecież nastolatką nie jestem już od dawna, a na co dzień czytuję przecież zupełnie inną literaturę. Niemniej lektura tej wyjątkowej książki sprawiła mi przyjemność, zatem nic dziwnego, że równie chętnie sięgnęłam po kontynuację.
Drugą częścią siedmiotomowej serii, zatytułowaną "Zakon mimów", Shannon udowadnia, na co ją stać. W "Czasie żniw" dostaliśmy mocno zwinięty kłębek wełny, teraz zaś autorka powolutku go rozwija. I, choć pierwszy tom nastawiony był raczej na dynamiczną, pełną zwrotów akcji historię odsłaniającą ledwie wierzchołek tego arcyskomplikowanego świata, tak tom drugi nieco przystopował, zwolnił, wgryzł się w fabułę i począł ją skrupulatnie odsłaniać. Zdumiewa konsekwencja autorki i jej nieograniczona fantazja, podparta jednak solidnym przygotowaniem merytorycznym i pracowicie skonstruowanym wielopłaszczyznowym uniwersum. W odróżnieniu do tomu pierwszego nie mamy tutaj brawury i dynamiki, a przynajmniej nie tak wiele, "Zakon mimów" zdominowała polityczna intryga, spiskowanie, odkrywanie tajemnic. To taki... moment wyciszenia, odpoczynku. Mimo to biada czytelnikom nie doceniających wyobraźni autorki - większe skupienie na psychologii postaci i wzajemnych powiązaniach nie oznacza wcale nudy, bynajmniej. Jednocześnie świadczy o większej dojrzałości literackiej i rozwoju warsztatu. Shannon sprawdza, na ile może sobie pozwolić, bawiąc się piórem - i wychodzi jej to nieźle, bowiem różnica pomiędzy tomami jest dość wyraźna i odznacza się właśnie w subtelnych, acz widocznych, zmianach w sposobie narracji i prowadzenia akcji. Mam nadzieję, że ten rozwój będzie widoczny aż do końca serii, a autorka nie siądzie na laurach - Shannon ma szansę na to, aby każdy jeden tom jej skomplikowanej historii odniósł wielki sukces komercyjny, będąc lepszym od poprzedniego. Oby uniknęła określenia, że 'pierwsze tomy były dobre, ale...', wygłoszonego przez fanów, których obecnie ma całe rzesze.
"Ponad szaleństwem metropolii nocne niebo wciągało mnie w zaświaty: sieć niebieskich ciał, niektórych jasnych, niektórych ciemnych, punkciki w niekończących się zwojach ciemności przepełnionej wiedzą lub jej brakiem. Zbyt wiele, aby to wszystko zobaczyć i zrozumieć"
Trudno pisać o fabule drugiego tomu serii, która tak mocno jest związana z poprzednią częścią. "Zakon mimów" rozpoczyna się tam, gdzie "Czas żniw" skończył, i nie jest to przesada - dosłownie tak się dzieje; czytając ostatnie zdanie pierwszego tomu i pierwsze drugiego nie dałoby się zauważyć zmiany tomów. Postaram się jednak nie napisać nic ponad to, co moglibyście przeczytać na okładce książki - osoby bardzo broniące się przed spoilerami powinny jednak przestać czytać w tym momencie. Paige Mahoney, główna bohaterka cyklu, ponownie znajdzie się w opałach, choć tym razem na własne życzenie. Po wydarzeniach opisanych w "Czasie żniw" Blada Śniąca postanowi zwołać Eteryczne Stowarzyszenie i za jego pośrednictwem wyjawić tajemnice, które odkryła, całej społeczności jasnowidzów. To ważne, by wszyscy się dowiedzieli prawdy. Jednak to nie będzie łatwe, Paige napotka upór nie tylko ze strony wrogich Refaitów, ale również - a może przede wszystkim - wśród własnych kompanów, a głównie w osobie Jaxona Halla, mim-lorda. Zdaje się, że ponownie Paige będzie zwierzyną łowną... Na tym poprzestanę, gdyż, jak wiemy, za spoilery idzie się do piekła.
Reasumując, "Zakon mimów" to godna kontynuacja genialnej książki, zaostrzająca apetyt na więcej. Zdecydowanie polecam i cieszę się, że Shannon nie traci pazura, ciekawa jestem rozwinięcia sytuacji (i wyjaśnienia końcowych kwestii!) i tego, jak autorka dalej poprowadzi swoich bohaterów - kto nie zna uniwersum Sajonu, niech czym prędzej sięga po "Czas żniw" i, za zamachem, po "Zakon mimów".
Zakon Mimów
Samantha Shannon
The Bone Season #2
Sine Qua Non 2015
Komentarze
Prześlij komentarz