Trakt, Arno Strobel
"Wszczepiono jej sztuczne wspomnienia o synu, którego nigdy nie miała. Nigdy. Był tylko urojeniem"
Sybille Aurich doświadczy sytuacji rodem z horroru. Obudzi się w nieznanym sobie miejscu. Nie pamięta, jak się tam znalazła ani kiedy, szybko jednak zrozumie, że jest tam przetrzymywana wbrew swojej woli. Gdy tylko nadarzy się okazja, ucieknie i skieruje się prosto do domu, w którym... nikt jej nie pozna. Jej własny mąż zadzwoni po policję, uparcie twierdząc, że jej nie zna, a jego żona - Sybille Aurich - zmarła przed kilkoma miesiącami. Natomiast syn okaże się wytworem jej wyobraźni... Według wszystkich napotkanych osób Lukas nie istnieje. Sybille jest jednak przekonana, że to nieprawda i zrobi wszystko, by to udowodnić, choć nikt nie będzie jej wierzył. Zrozpaczona i zdezorientowana kobieta nie będzie wiedziała, komu może zaufać. Czy rzeczywiście postradała zmysły, czy może wplątała się w jakąś grubszą aferę? Będzie śledzona i obserwowana, a jej sojusznicy okażą się wrogami. Kobieta będzie zdana tylko na siebie, ale jak ufać samej sobie, jeśli nie jesteś pewna, kim tak naprawdę jesteś?
Arno Strobel jest mi znany z powieści "Istota", która niezbyt mnie zachwyciła. A jednak krótki opis fabuły "Traktu" brzmiał tak kusząco, że postanowiłam dać autorowi jeszcze jedną szansę. I tym razem w wersji z lektorem - audiobook Biblioteki Akustycznej towarzyszył mi w czasie wiosennych porządków. Słuchałam opowieści Strobla i dochodziłam do wniosku, że i w tym wypadku pierwsze wrażenie wystarcza, by wyrobić sobie opinię na temat autora. Niestety. Zamiast bowiem się zachwycać, mocno się zirytowałam, znudziłam i rozczarowałam. "Trakt" jest przewidywalny, szybko można się zorientować, co tak naprawdę stało się z kobietą i jej synem. Co prawda sam pomysł uważam za dobry - fabuła oparta na niepewnej/skradzionej tożsamości to pewniak, zawsze zainteresuje i zawsze ma potencjał. W tym wypadku, niestety, zmarnowany. Być może, nauczona doświadczeniem po lekturze poprzedniej powieści autora, jestem po prostu wyczulona na specyfikę jego fabuł. A być może "Trakt" to słaba książka... Jakkolwiek pierwsza połowa książki nawet mnie zaintrygowała, tak druga połowa całkowicie zniweczyła to dobre wrażenie. Nie będę wnikała w rozwiązanie intrygi i usilne wpajanie czytelnikowi pewnego toku myślenia, gdyż tak generalnie taki zabieg stanowi indywidualny dla każdego autora sposób prowadzenia akcji i w tym przypadku jest już niejako wizytówką Strobla. Inne elementy zdecydowanie sprawiedliwiej ocenić. Brak rysu psychologicznego bohaterów doskwiera najbardziej. Postaci są płaskie, jednowymiarowe, nieintrygujące, nudne. Główna bohaterka jest do bólu naiwna i głupia, jej działania wołają o pomstę do nieba, brakuje w nich wiarygodności, sensu, rzeczowej motywacji. Kluczem do sukcesu "Traktu" byłoby umożliwienie czytelnikowi wczucie się w sytuację bohaterki, współodczuwanie jej strachu i dezorientacji. Ja się w ogóle z Sybille nie mogłam utożsamić - może dlatego, że poza tym, czego o niej nie wiemy, nie ma prawie nic, co wiemy. Innymi słowy, Arno Strobel rozpoczął swoją opowieść w jednym miejscu i doprowadził ją do drugiego, bez dygresji, bez zarysowania tła, bez rozwijania osobowości bohaterów i wyjaśnienia ich motywacji. Poza oczywistymi faktami dotyczącymi Sybille nie wiemy o niej nic. Jej emocje ograniczają się do strachu, niepewności, niedowierzania i tęsknoty. Kobieta dość szybko daje się przekonać, że jej dziecko nie istnieje. Nie uwierzyłam w jej strach, był powierzchowny, banalny. Antagoniści również mnie nie przekonali, nie przestraszyli. Ostatecznie "Trakt" nie wbił mi się w pamięć, nie sprawił, że usiadłam zasłuchana ze szmatką do kurzu w dłoni ani nie przypaliłam żelazkiem prasowanej koszuli. Cieszę się, że poznałam tę powieść za pośrednictwem audiobooka, gdyż dzięki temu paradoksalnie nie straciłam czasu na jej czytanie. Powiem więcej - wady "Traktu" można przekuć na zalety. Prostota i powierzchowność fabuły, nieskomplikowana intryga i mdła konstrukcja wespół z totalnym deficytem opisów otoczenia (po wysłuchaniu powieści nie mam pojęcia tak naprawdę, jakie w niej było miejsce akcji) pozwalają na swobodne zajmowanie się swoimi sprawami. Kilkakrotnie się wyłączyłam i zmuszona byłam odrobinę cofnąć nagranie, ale generalnie "Trakt" nie wymagał ode mnie wielkiego skupienia ani zaangażowania. Natomiast głos Leszka Filipowicza działał na mnie dwojako - z jednej strony wciągał w historię, z drugiej zaś irytował. Lektorem jest dobrym, ale zdecydowanie powinien zaprzestać prób naśladowania kobiecych głosów. Wszelkie onomatopeje, wykrzyknienia, zamyślenia i inne wyróżniające się kwestie dialogowe w wykonaniu Filipowicza działały mi na nerwy. Są sztuczne, po prostu. Filipowiczowi brakuje naturalności w gawędzeniu, gdyż w dłuższych fragmentach można się zasłuchać, ale gdy pojawia się głos imitujący żeński cała magia pryska w mgnieniu oka. Dialogi są zdecydowanie do poprawy. Poza tym nie wnoszę uwag.
Reasumując, "Trakt" to drugie - i na pewno ostatnie - moje spotkanie z prozą Arno Strobla. Niestety. Niemiecki pisarz ma ogromny potencjał, ale uparcie go nie wykorzystuje. "Trakt" w wersji audio to doskonałe wyjście dla kogoś, kto chce dać autorowi szansę, a nie chce tracić czasu na wertowanie książki. Osobiście jednak jestem rozczarowana i nie polecam kryminofilom. Mniej zaawansowani czytelnicy mogą być jednak ukontentowani jednowymiarowością i prostolinijnością tej historii, o czym świadczą liczne pozytywne opinie w sieci. Cóż, jeden lubi ogórki, a drugi ogrodnika córki - nie dziwi zatem fakt, że i Arno Strobel ma swoich wiernych czytelników.
Komentarze
Prześlij komentarz