Infekcja, Andrzej Wardziak

"Kiedy w piekle nie będzie już miejsca, zmarli wyjdą na ziemię"



Młody chłopak staje się świadkiem dziwacznego wydarzenia. Widzi, jak rozpędzone auto wjeżdża w mężczyznę, odrzucając go o kilka metrów jak szmacianą lalkę. Po chwili potrącony człowiek wstaje i… rzuca się z zębami na próbującego mu pomóc przechodnia. Chłopak ucieka do domu. Nie wie, że oto ujrzał na własne oczy preludium apokalipsy.

Warszawa – piękna, nadwiślańska stolica, licząca sobie ponad 1,5 miliona mieszkańców, po raz kolejny w swojej smutnej historii zostaje zaatakowana. Jednak tym razem jej wróg nie jest zmilitaryzowany, nie myśli strategicznie. Na dobrą sprawę nawet nie żyje. Hordy żywych trupów zaczną się szwendać po ulicach miasta, siejąc fetor rozkładu, strach i bolesną agonię wszystkich napotkanych ludzi. Sytuacja tak prędko wymknie się spod kontroli, że nim jakiekolwiek służby obmyślą plan działania w tym nowym, trudnym kryzysie, jej szeregi mocno się uszczuplą i za chwilę nie będzie już komu czegokolwiek obmyśliwać. Garstka ludzi, którym w jakiś cudowny sposób udało się przeżyć pierwszy atak choroby, będzie próbowała przetrwać za wszelką cenę. I tę garstkę ocalałych będziemy obserwować w „Infekcji”.

Andrzej Wardziak podpisujący "Infekcję", Kfason 2014
Andrzej Wardziak stworzył bardzo polską wersję apokalipsy zombie. „Infekcja” jest powieścią tak klasyczną dla gatunku, że aż się prosi o określenie jej wtórnej. Niemniej, pomimo tej wtórności, zdecydowanie bliżej jej do błyskotliwego pastiszu, niż do odgrzewanego kotleta. Jest to próba odpowiedzi na pytanie „a co by było, gdyby zombie nagle zaczęły łazić po Warszawie?” – pytanie, które z pewnością każdy fan literatury Z w tym kraju zadał sobie niejednokrotnie. A odpowiedź jest całkiem jasna. Byłoby słabo. Po prostu. Jeśli miałbyś farta, może byś przetrwał pierwsze godziny – ale wierz mi, infekcja rozprzestrzenia się szybko, a wielu ludzi w takiej sytuacji zachowuje się wręcz idiotycznie. Właściwie to normalne, że pierwszą reakcją na cudze cierpienie jest chęć niesienia pomocy – ale czy naprawdę niczego was nie nauczyły filmy Romero? Nie oglądacie The Walking Dead? Nie wiecie, że kiedy człowiek ma dziurę w brzuchu wielkości naleśnika, kiedy jest na twarzy zielony i kiedy wstaje po uderzeniu krzesłem w twarz, to trza spier… uciekać? Widocznie sporo ludzi tego nie wie i przez to prędziutko dołącza do grupki podobnych sobie idiotów, których obecnie największym problemem jest to, czy za życia nie zapomnieli wyjąć sztucznych zębów ze szklanki. Gorzej, że ci bardziej rozgarnięci mają teraz przerąbane. Jak żyć, gdy w metrze radośnie hasają nieżywe maszkary, po ulicach snują się głodomory chętne na kawałek twojego karczku, a Internet i telefonia komórkowa zostały wyłączone? O tym przekona się Max, Paweł, Kaja, Tomek, Kuba i kilka innych osób, o których niezupełnie wiadomo, co powiedzieć – szczęściarze czy najwięksi pechowcy świata? Wydarzenia, dziejące się pewnego upalnego dnia, niemal natychmiast każą im zweryfikować swoje poglądy, schować dobre maniery w buty i całkowicie przewartościować swoją moralność. I nauczyć się strzelać żywym trupom w głowę. Tak, to chyba najważniejsze.

"Był sam kontra dwie, zakrwawione laski zombie. Idealna sceneria do filmu dla dorosłych, jednak to się rozgrywało naprawdę"

Andrzej Wardziak świetnie się bawił podczas pisania „Infekcji”. Tak, nomen omen, strzelam. Powieść ma w sobie wszystko -  od stopniowanego napięcia, przez grozę do smakowitego gore i jeszcze smaczniejszego humoru. I literówek. Ojej, mam nadzieję, że w razie apokalipsy zombie to redaktor i korektor tej książki pierwsi zostaliby ugryzieni. Abstrahując jednak od wątpliwych walorów językowo-technicznych, opowieść jest całkiem w porządku. Trochę fajnych przemyśleń egzystencjalnych, sporo akcji, wiele oczywistych żartów i jeszcze więcej zawoalowanych, a także sporo nawiązań popkulturowych (w „Infekcji” pojawia się nawet nić ze „Shrekiem”!) i dobrej muzyki. Podoba mi się to, że „zombie” nazywane jest tu po imieniu, a nie eufemistycznie „nieumarły” czy „szwendacz”. Zauważyliście, że bohaterowie różnistych powieści o zombie często nawet nie słyszeli o zombie? Mało to prawdopodobne, zważywszy na to, że czas akcji tych powieści z reguły jest współczesny. Mnie to zawsze wkurza. Wardziak na szczęście nie udawał, że zombie to jego innowacyjny wynalazek, a nawet dorzucił stary dowcip o zombie („Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie”). W rezultacie wyszedł mu całkiem zgrabny pastisz, horror klasy Z, rozrywkowe czytadło niewymagające żadnego wysiłku intelektualnego - a, zdaje się, w literaturze tego typu nie ma lepszej rekomendacji. I kto się chce ze mną w tym momencie pokłócić, niech się powstrzyma, bowiem dramatyczne "The Walking Dead" może być jedno, kolejne podobnie patetyczne historie zakrawałyby na kalkę, a skoro sama istota zombie jest tak strasznie nieprawdopodobna i zabawna, to dlaczego się nie zabawić tą konwencją? Idąc tym tropem i porównując powieść Wardziaka do serialu telewizyjnego - gdybym miała pistolet przystawiony do czoła lub zombiaka za plecami - porównałabym "Infekcję" do "Z Nation". Zresztą kolejnym niewątpliwym plusem tej historii jest to, że akcja dzieje się w mieście, które większość Polaków zna – Warszawa została tu na tyle skrupulatnie opisana, że można z „Infekcją” spacerować po stolicy jak z przewodnikiem, zupełnie jak z „Ullissesem” po Dublinie. I przy odrobinie szczęścia tego zwiedzania nie przerwą hordy wygłodniałych żywych trupów.



Reasumując, „Infekcja” to dobra książka, którą polecam szczególnie wielbicielom zombie. Wciąga, relaksuje i bawi. To zabawa konwencją, ciekawa wariacja utartego motywu, pyszna rozrywka, po której czytelnik może się zacząć zastanawiać, czy nie przejść na wegetarianizm. A zakończenie sprawia, że ma się ochotę postąpić z Wardziakiem dokładnie tak samo, jak Annie Wilkes postąpiła z Paulem Sheldonem. Piszże drugą część, człowieku…

Fani zombie będą szczęśliwi. Ja jestem. Polecam.


Infekcja [Andrzej  Wardziak]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE
Andrzej Wardziak
Infekcja
Warszawska Firma Wydawnicza 2013



Komentarze