PREMIERA: Jaskiniowiec, Jørn Lier Horst
"W tej sprawie było coś przerażającego, czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Coś, co sprawiało, że czuł się jak dziecko, które nie widzi nic w otaczającej je ciemności, a jednak wie, że w mroku czyha niebezpieczeństwo"
Jest takie przysłowie, że w życiu pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. I choć to drugie można w jakiś sposób obejść, to śmierci nikt nie oszuka. Przychodzi po wszystkich - bogatych, biednych, celebrytów i szaraków. Kiedy przyszła po Viggo Hansena, nikt nawet tego nie zauważył. Dopiero po czterech miesiącach (sic!) przez zupełny przypadek odkryto jego zwłoki siedzące na fotelu przy włączonym telewizorze. I choć dom Viggo oddalony był o zaledwie trzy budynki od domu Williama Wistinga, oficera z wydziału zabójstw norweskiej policji, to i tak nikogo nie zainteresowało, dlaczego ten skryty człowiek przestał pojawiać się w pobliskim sklepie.
Viggo był samotny. Tak bardzo samotny, że nie było nawet komu wydać jego zmumifikowanego ciała. I ta samotność wstrząsnęła Line, córką Wistinga, dziennikarką. Kobieta postanowiła dowiedzieć się wszystkiego o nieboszczyku i spróbować uhonorować jego życie; życie, zakończone w zupełnej ciszy. Line właśnie się przekona, jak skomplikowana może być śmierć człowieka, którego życie było nijakie.
"Bo również on nosił w sobie jakiś wewnętrzny, sekretny świat, chociaż był on niedostępny dla innych. Musiała spróbować znaleźć do niego drogę"
W międzyczasie odkryte zostają jeszcze jedne zwłoki. Tym razem jest pewne, iż do śmierci niezidentyfikowanej ofiary ktoś się przyczynił. Trup, wciśnięty pod młodą jodłę, zdążył się mocno rozłożyć. Wisting wraz ze swoją ekipą spróbuje dokonać niemal niemożliwego i odkryć tajemnicę morderstwa sprzed czterech miesięcy. To również nie będzie łatwe; dochodzenie związane z tym NN, okaże się Puszką Pandory, a rozwiązanie zagadki będzie przypominało rozwiązywanie kabelków od słuchawek, które zbyt długo noszono w kieszeni. To pomieszanie z poplątaniem, żeby było ciekawiej, zrobi się jeszcze trudniejsze, gdy pismaki zaczną zadawać niewygodne pytania, śledztwo stanie w (dosłownie) martwym punkcie, a zgromadzone dane przyprawią o zawroty głowy...
"To nowy Nesbø [...] Jørn Lier Horst udowadnia, że jest jednym z najlepszych norweskich pisarzy powieści kryminalnych." - Dagbladet
Reklama dźwignią handlu. Wystarczyło nazwisko Jo Nesbø na okładce, bym się zainteresowała powieścią Horsta - nie tylko dlatego, że Jo jest moim numerem jeden, jeśli chodzi o kryminał, ale... może właśnie dlatego. Nie wierzyłam, po prostu. Z cynicznym uśmieszkiem otworzyłam tę książkę, pewna, że kłamią.
I miałam rację. Kłamią. Połowicznie. Bo Horst tak naprawdę niewiele ma wspólnego z Nesbø - poza, rzecz jasna, pochodzeniem oraz uprawianym gatunkiem literackim. "Jaskiniowiec" jest jednak zupełnie inną parą kaloszy. Kaloszy, które jednak na mnie pasują, bowiem abstrahując od niefortunnego moim zdaniem porównania, książka "nowego Jo Nesbø" broni się sama: kompozycją, fabułą, dynamizmem i rozwiązaniem. Absolutnie nie jest to powieść jednak w stylu "ojca" Harry'ego Hole! To historia detektywistyczna z górnej półki, skomplikowana, ale i wewnętrznie niesamowicie spójna. Fabuła jest dwutorowa - naprzemiennie obserwujemy zmagania Line ze skomponowaniem portretu najbardziej samotnego mężczyzny świata oraz zmagania jej ojca z rozwiązaniem zagadki trupa spod jodły. I w jednym, i w drugim przypadku Horst serwuje nam niezwykle drobiazgowe opisy obu śledztw, tłumacząc wszelkie odkrycia i wywołując zarówno u swoich bohaterów, jak i czytelników, poczucie... bezradności. Bo my naprawdę rozwiązujemy te zagadki wraz z nimi. Mianowałabym tę powieść kryminałem detektywistycznym, gdyż właśnie na dochodzeniu skupia się fabuła. I jak dla mnie - bomba. Pod tym względem nie kłamią - "Jaskiniowiec" wciąga, intryguje, zaskakuje. Doskonałe odkrycie 2015 roku, moi mili.
"Jaskiniowiec" to porządnie skonstruowana intryga nie posiadająca luźnych końców, w której detale okazują się być najistotniejsze. Jest w niej wszystko to, co lubię - dobra zagadka, wiarygodni bohaterowie, satysfakcjonujące śledztwo i odrobina makabry polanej sosem z elementami thrillera. Autentycznie czułam się zaangażowana w rozwiązanie intrygi i to tak, że na myśl przyszedł mi Robert Graysmith, który wpadł w obsesję schwytania Zodiaka. To dobry znak. ;) Szczęśliwie autor ograniczył moje męki na tyle, na ile był w stanie - co kilka rozdziałów pojawia się w ustach któregoś z bohaterów podsumowanie dotychczasowych wniosków, dlatego nie trzeba prowadzić notatek. Ale umysł wciąż musi pracować na najwyższych obrotach.
Fabuła książki wydaje się dość schematyczna, gdyż wiele elementów przywodzi na myśl klasyków. Jednak po tym, jak przyuważyłam kilka subtelnych nawiązań do innych autorów kryminałów i innych historii zrozumiałam, że "Jaskiniowiec" to dzieło człowieka pragnącego oddać niejako hołd swojej największej fascynacji. I to mi się spodobało - nie ma tu nic z pastiszu, ale nieprzerwanie czuje się na karku oddech kanonu literatury kryminalnej. Lubię takie drobne smaczki.
Poza rozrywką Horst pośrednio serwuje nam także powód do refleksji na temat znieczulicy, wskazując na powszechne obecnie zaaferowanie własnymi sprawami kosztem braku relacji z osobami tej samej społeczności. Dzisiejszy świat gna tak prędko naprzód, że człowiek może sobie umrzeć, a jego ciało może zostać odnalezione dopiero wtedy, kiedy na przykład zacznie śmierdzieć. Albo jak przyjdzie komornik.
"Sprawa urośnie, warstwa po warstwie. Prawie tak, jak tocząca się kula śniegu"
Polecam tę książkę osobom lubujących się w łamigłówkach i nie bojących się poruszyć głową. Tym zaś, co chcą przeczytać książkę ala Jo Nesbø, niech... sięgną po Jo Nesbø. Ale podejrzewam, że pokusa może być zbyt silna i możliwe, że jednak nęceni nazwiskiem mistrza sięgniecie po tę powieść. I całe szczęście! "Jaskiniowiec" to kawał świetnej, intelektualnej rozrywki, której daleko jednak od dynamizmu sensacji. To nie jest lekka, łatwa lekturka do poduszki - to historia przejmująca, łapiąca za gardło i nie pozwalająca spać. Stopniowane napięcie rośnie, by wreszcie w postaci skumulowanej powalić czytelnika na glebę. A to jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Hulemannen, tłum. Milena Skoczko
Smak Słowa
premiera: 10 września 2014
Komentarze
Prześlij komentarz