Pochłaniacz, Katarzyna Bonda


"Pewnie, że zbrodnia lęgnie się w mózgu. Każdy sprawca był kiedyś ofiarą. W pewnym sensie popełniane przestępstwo jest tylko wydłużoną zemstą za zranienie. Zwykle nieuświadamianą. Ale by do zdarzenia doszło, ofiara i zabójca muszą do siebie pasować. Są jak idealni kochankowie. Tyle że zamiast miłości łączy ich uczucie strachu. Zabójstwo to ponoć najintymniejsze z doznań dla obojga"

"Kryminału się nie wymyśla" - taką maksymą Katarzyna Bonda wita internautów na swoim fanpejdżu. I kto przeczytał jakąś powieść Bondy wie, że to prawda. Pisaninę autorki można porównać do operacji na otwartym sercu. Nie każdy pierwszy lepszy człowiek z ulicy może taką przeprowadzić, prawda? By wziąć do ręki skalpel i rozwieracz do żeber, przeprowadzający musi mieć porządne zaplecze. Lata studiów przepełnionych teorią, danymi, artykułami naukowymi. Ponadto - doświadczenie. Czyli w tym przypadku praktyki, staże, następnie kilka lat specjalizacji i asystowania. Nim człowiek weźmie do ręki wspomniany skalpel, by samodzielnie przeprowadzić operację, musi doskonale się orientować w tym, co ma zamiar zrobić, i mieć pewną rękę. Określenie "Chirurgiczna precyzja" nie wzięło się znikąd. W końcu pacjent oddaje temu człowiekowi swój najcenniejszy narząd - ufa, że lekarz ma odpowiednie kwalifikacje i wie, co robi.
Porównanie pisania kryminałów do wielogodzinnej i drobiazgowej operacji nie jest przesadą. Czytelnik, biorąc do ręki kryminał, ufa pisarzowi - oddaje mu przecież kilka godzin życia i całą swoją uwagę. Dokonuje wyboru książki i ma nadzieję, że pisarz nie okaże się totalnie nieprzygotowanym amatorem. Wierzy, że pisarz - tak jak i chirurg - skwapliwie przygotował się do zadania. Zrobił research, sprawdził wszystkie wątki, sumiennie je połączył i wiedział, o czym pisze. Wyobrażacie sobie co by było, gdyby chirurg w czasie operacji zgadywał, gdzie co jest? Co to takie, czerwone i bije? A te linki odchodzące od tego to niby co takiego? "A, przetnę i zobaczymy, co się stanie". Zgroza! Pisarz też nie zgaduje. Pisarz wie.

W przypadku "Pochłaniacza" Bonda wykonała precyzyjną, chirurgiczną robotę. Każdy element został przebadany, sprawdzony, wprowadzony świadomie. Akcja rozwija się powoli, by przyzwyczaić czytelnika do mnogości postaci i skomplikowanych powiązań - trzeba czytać uważnie i sporo zapamiętywać, gdyż później Bonda przepyta czytelnika z pierwszego wykładu. Mamy "zaledwie" trzy trupy, i to wcale nieszczególnie obrazowe - ot, Bonda nie bawi się w gore i inne takie, pozostawiając czytelnikowi pole do fantazjowania. Mamy za to drobiazgową sieć, w której każdy element łączy się pośrednio lub bezpośrednio z innym, i biada ci, czytelniku, jeśli na moment stracisz rezon.

Fabuła jest - w teorii - prosta. Ale w teorii to i anatomia człowieka wydaje się dziecinnie łatwa. Sasza Załuska, profilerka, po kilku latach pracy za granicą przyjeżdża do Polski z sześcioletnią córeczką. Nie ma zamiaru angażować się w żadne śledztwo, ale chcąc nie chcąc zostaje do tego przymuszona. O ekspertyzę zwraca się do niej pewien mężczyzna. Saszy przydałoby się parę złotych, dlatego, choć nieufnie, przyjmuje ofertę. Tylko, że nowe zlecenie okazuje się pierwszym ruchem na planszy tajemniczej gry, do której profilerka zostaje bezwiednie zaproszona... Zaś strzelanina w pewnym klubie muzycznym wydaje się kolejnym jej etapem. Sasza zaczyna współpracować z policją - i jako jedyna odnajduje cieniutką nić, łączącą obecną zbrodnię z wydarzeniami sprzed dwudziestu lat, kiedy to całe Trójmiasto było skorumpowane, a każdą instytucją zarządzała mafia. Rozwiązanie zagadki wydaje się niemal niemożliwe - bo jak można odnaleźć zabójcę, gdy na miejscu zbrodni pozostał tylko zapach...?
Sasza Załuska, główna bohaterka intrygi, została przedstawiona oszczędnie. Znamy kilka najważniejszych faktów z jej życia, ale tak naprawdę Bonda nie wyjawiła wszystkiego. Dozuje te informacje, by intrygować czytelnika - co jest zabiegiem bardzo ciekawym i dość innowacyjnym. Zwykle poznajemy bohatera niejako w całości, gdyż pojawia się tylko w tym ograniczonym przez liczbę stron wycinku rzeczywistości. Bonda zaplanowała dla Załuskiej cztery książki, dlatego za jej pośrednictwem poznamy Saszę zupełnie tak, jak poznaje się ludzi w życiu - powoli wyjawiają nam swoje sekrety, a nawet po dziesięciu latach przyjaźni wciąż potrafią nas zaskakiwać. Załuska to świetny bohater i bardzo plastyczny, dzięki czemu autorka pozostawiła sobie ogromne możliwości na jej kreację w kolejnych tomach. Grunt to fakt, że polubiłam ją - jako czytelnik, ale nie bezkrytycznie. Bonda nie stworzyła krystalicznie czystego bohatera. To, wbrew pozorom, ogromny plus, gdyż dzięki temu Załuska jest po prostu... bardzo ludzka. Wiarygodna.
"Lepiej szybko spłonąć, niż tlić się powoli"
O "Pochłaniaczu" Kasi Bondy można powiedzieć wiele. To pierwsza część serii Cztery Żywioły Saszy Załuskiej. To także kolejna w dorobku polskiej autorki intryga kryminalna. To również wielowątkowa, wielowymiarowa powieść, która wymyka się ramom pospolitego kryminału - Bonda dotyka również spraw społecznych, trudnych. Alkoholizm, zorganizowana przestępczość, nastoletnie wybryki, dewotyzm i skrajne postawy to tylko część poruszonych tematów. Dlatego o "Pochłaniaczu" można jeszcze powiedzieć, iż jest nie tylko wielowymiarowy, ale także pełnowymiarowy - świat stworzony przez autorkę jest bogaty, żaden wątek nie został zbagatelizowany, żadna postać nie została zignorowana - każda akcja ma reakcję i każdy element tak fabularnie bujnej historii został skwapliwie wprowadzony do powieści, wybadany, opisany, a jego pojawienie się było świadome i niezbędne. Autorka nie "popłynęła" - zbudowała świat na naszym podwórku, w Polsce; stworzyła świat, który możemy weryfikować, gdyż żyjemy w jego pierwowzorze. W literaturze bardzo łatwo o przesadę, o wprowadzenie elementów niewiarygodnych, wydumanych, rodem z amerykańskiego kina akcji. Tutaj tego nie ma. Jest za to wyważona, realna polska rzeczywistość, w której czytelnik może się odnaleźć i w którą może uwierzyć. W niektórych momentach może nawet pokiwać głową z uśmiechem, gdy Bonda bierze na warsztat mentalność naszych rodaków i wytyka nasze przywary. Kolejny sukces.
Spodobało mi się wprowadzenie do fabuły miejscowości, które znam - Hajnówkę i Teremiski. Kolejnym plusem dla autorki, tym razem "osobistym", jest fakt, iż wplata do wymyślonych historii odrobinę własnej. Znane miejsca, znane nazwiska - Bonda ma długie, ale mocne korzenie, i nigdy się ich nie wyrzeka. 
Równie ważne jest zaplecze historii. Bonda nie wyssała niczego z palca. Zna się na profilowaniu, dowiedziała się wiele o osmologii. Nie liczy na ślepy traf - każdy trop, jak detektywi w jej powieści, drobiazgowo bada. Takiemu chirurgowi bez strachu oddałabym swoje narządy do reperacji ;) 

Katarzyna Bonda podczas spotkania autorskiego w Hajnówce
Poznałam kilka książek autorki, a także ją samą podczas spotkania autorskiego. I muszę przyznać, że "Pochłaniacz" to najlepsze, co jak dotąd wyszło spod jej palców. A poza tym... to po prostu nieziemsko zaplątany kryminał, w którym nic nie jest pewne oprócz jednego - rosnącego napięcia... :) Ta książka sprawia, że z niecierpliwością czekam na kolejny tom, z nadzieją graniczącą z pewnością, że będzie jeszcze lepszy. Bonda jest takim literackim chirurgiem - z każdą operacją lepsza, pewniejsza. Miłoszewski ma rację mówiąc, że to "Królowa polskiego kryminału". Kłaniam się królowej zatem, a Wam - zdecydowanie polecam. 

Pochłaniacz [Katarzyna Bonda]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

wydawnictwo: Muza 2014, liczba stron: 672



Komentarze