Lewis Winter musi umrzeć, Malcolm Mackay

"Zabić człowieka to nic skomplikowanego. Trudno za to zabić go dobrze. Ludzie, którzy potrafią zrobić to dobrze, są tego świadomi. Tych, którzy robią to źle, czeka bardzo bolesna lekcja. To oznacza konsekwencje. Ale nawet ci utalentowani muszą zdawać sobie z tego sprawę"

Czy ktoś kiedykolwiek stworzył dobry podręcznik... zabijania? Ale taki naprawdę porządny. Taki, który pozwoli nawet takiemu laikowi, jak ja, pozyskać broń, zabić kogoś i nie pozostawić śladów. A przynajmniej nie pozostawić ich tyle, by kiedykolwiek to mnie połączono ze zbrodnią. A przy okazji jeszcze taki, który powiedziałby mi, jak z tym żyć. Bo, zdaje się, samo morderstwo tak trudne nie jest - jest tyle sposobów na to, by pozbawić kogoś życia, ale jednak ludzie nie zabijają się na prawo i lewo. Moralność to jedno, etyka to drugie, strach przed karą - trzecie. W głowie może kłębić się porzekadło "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe", ale tak naprawdę chodzi o to, co byłoby potem. Po zabiciu. Jak spojrzeć na siebie w lustrze, jak uciszyć wyrzuty sumienia? Jak przestać rozpamiętywać tamtą chwilę?
A zawodowi, płatni mordercy? Najemnicy, hitmani? Jak oni sobie z tym radzą?

Timothy Olyphant jako "Hitman" w filmie 
na podstawie gry komputerowej
Malcolm Mackay próbuje odpowiedzieć na te pytania. "Lewis Winter musi umrzeć" to powieść gangsterska, przypominająca nieco klasyczne opowieści mafijne, w których występuje ścisła hierarchia i w których są zasady. Szanujący się mafiozo je ma. Działa z rozmysłem, wydaje rozkazy, a każdy członek zorganizowanej grupy przestępczej zna swoje miejsce i wie, czego się od niego oczekuje. Tak jest najłatwiej i, przy okazji, najlepiej. Co jest do wszystkiego, to jest do niczego, mówi inne porzekadło, i w przypadku człowieka również się sprawdza. Daj człowiekowi spektrum obowiązków, każ mu pobierać haracz, rozliczać się z dilerami, samemu dilować, każ mu kogoś śledzić, zabić, usunąć ślady, a na dodatek jeszcze niech robi kawę i kupuje pączki - nie ma gorszego scenariusza. Koleś na bank wpadnie w którymś momencie albo na gliniarza, albo na wroga, albo na głupi pomysł i zacznie podbierać ci towar. Człowiek, który robi wszystko, jest nieuważny, szybko się rozprasza i robi błędy. A za błędy trzeba płacić, czasem najwyższą cenę.

Dlatego grupa Johna Younga jest zorganizowana i każdy pionek jest wyspecjalizowany w jednym działaniu. Jeden do handlowania, inny do sprzątania. Wiecie, jakie sprzątanie mam na myśli. Ale kiedy ten fachowiec od brudnej roboty ma operację na biodro i nie bardzo już nadaje się do akcji, musisz wziąć kogoś z zewnątrz. Zwłaszcza, kiedy Lewis Winter zaczyna kręcić i wiesz, że masz mało czasu, nim zagrożenie stanie się realne.
Wtedy bierzesz kogoś i trzymasz kciuki, by wszystko poszło zgodnie z planem. To nie powinno być nic trudnego - Lewis Winter to płotka zaledwie, nie ma nawet ochroniarzy. Ale podpadł, nieszczęsny; próbując zaimponować swojej młodszej kobiecie zadarł z niewłaściwymi ludźmi i trzeba go... wyeliminować. Swoją drogą, to całkiem niezły eufemizm. Young wynajmuje Caluma MacLeana - młodego, wolnego strzelca (przy czym słowo "strzelec" jest tu dosłowne i kluczowe). Jest dobry. Jak sobie radzi z wyrzutami po? Ano, jest profesjonalistą. Robota jak każda inna, najtrudniejszy jest zawsze pierwszy raz, a potem już z górki. Calum wie, że jest dobry i wie, co ma zrobić. Wie, że Lewis Winter musi umrzeć.
Ale tak cholernie "trudno jest dobrze zabić człowieka..."!

Powieść Malcolma Mackay to taki podręcznik zabijania, ale ja mam wrażenie, że raczej z gruntu tych niezbyt dobrych. Możemy nauczyć się, jak należy rozmawiać z bossami grup przestępczych, jak organizować sobie robotę i jak ją wykonać. Czyli jak kogoś zabić, by wszystkich uszczęśliwić (no, z wyjątkiem zabitego). Jak być cieniem, który wpada, robi swoje i znika. To wcale nie jest takie proste, jak się wydaje.
Mackay pokusił się na zabieg podobny do tego, który zastosował Benacquista w "Porachunkach" - główni bohaterowie to goście, których ani nie powinniśmy polubić, ani nawet nie powinniśmy chcieć ich spotkać w ciemnym zaułku. A mimo to przywiązujemy się do nich, bo tak to bywa z bohaterami książek - chcąc nie chcąc więź sympatii się zawiązuje, nawet jeśli bohaterem jest bardzo zły skurczybyk (fani Hannibala Lectera wiedzą, o czym mówię). Zabieg ryzykowny, ale czasem skuteczny. Zresztą nikt, kto podąża ścieżką prawa, nie polubiłby takich typów spod ciemnej gwiazdy, więc kiedy to się udaje... Sukces! A jednak... Mackay'owi wyszło to nieco gorzej, niż Benacquiście i Harrisowi. 

"Lewis Winter musi umrzeć" nie jest książką złą, ale nie jest też książką dobrą. Przeciętniak, chciałoby się rzec, i słusznie, gdyż prawdę mówiąc ani styl jakoś szczególnie nie porywa, ani historia nie wciąga. Brakuje tej iskry bożej, która wyróżniłaby tę pozycję spośród wielu jej podobnych. Przyznam, że Mackay ma specyficzne pióro, które mi nie do końca odpowiada - treść jest pozbawiona ozdobników; narrację prowadzi w czasie teraźniejszym, zdarzenia opisuje bez polotu, twardo i dosłownie. Dlatego istotnie powieść przypomina podręcznik zabijania, choć w rezultacie można wysnuć wniosek, iż Mackay pisze o tym, jak zabijać NIE należy. Cóż, wszystko zależy od interpretacji. 

Nie odradzam ani nie polecam. "Lewis Winter musi umrzeć" to lekkie, sensacyjne czytadło, którego docelowymi czytelnikami raczej są mężczyźni - nie wiem, dlaczego mam takie wrażenie, ale może to przez ten surowy język i brak metaforyczności, brak emocjonalności? Autor opisał tę historię na zimno, dokładnie tak, jak opisałby ją wyrachowany, płatny morderca - i opisuje to nam, konkretnie, czytelnikom, kilkakrotnie bezpośrednio się do nas zwracając, i jestem w stanie docenić ten zabieg, aczkolwiek mnie osobiście nie przekonał. Skoro z góry wiadomo, kto zostanie zabity i kto zabije, to na autorze spoczywa ogromna odpowiedzialność. Musi podźwignąć tę historię bez tych dwóch, kluczowych wątków budujących napięcie. Musi czytelnika pochwycić za gardło, przyciągnąć do książki i nie puszczać do ostatniej strony, nie pozwalając mu na ziewanie czy przewracanie oczami. Jak szef mafii, którego sama obecność w mieście wywołuje strach i respekt. Ostatecznie Mackay nie podołał zadaniu. Powieść nie zostaje na dłużej w pamięci ani nie daje czytelnikowi zbytnich emocji, a momentami nawet nudzi. Sądzę, że w tym wypadku film, nakręcony na podstawie książki, zwyciężyłby w odwiecznej batalii kino versus literatura. A szkoda, bo właściwie sam pomysł na fabułę całkiem przyzwoity i dający duże możliwości. Decyzję pozostawiam Wam.

Malcolm Mackay
The Necessary Death of Lewis Winter, tłum. Miłosz Urban, wydawnictwo Akurat 2014
ISBN: 9788377586099, liczba stron: 368


TRYLOGIA GLASGOW 

Lewis Winter musi umrzeć | Pożegnanie gangstera | Nagły atak przemocy

Lewis Winter musi umrzeć [Malcolm MacKay]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE



Komentarze