Pradawne zło, Robert Cichowlas, Łukasz Radecki
"Znacie to uczucie, prawda? Gdy ktoś wam obiecuje gruszki na wierzbie, złote góry i cuda na kiju, racjonalnie rzecz pojmując, nie wierzycie takim bzdurom. Ale gdzieś, wewnątrz, jakaś cząstka ma nadzieję, że jednak może to być prawda. Że może jednak wygracie w tego totka, zmienicie pracę na lepszą, szef was wreszcie doceni, Szymon wbiegnie do mojego domu i weźmie mnie już zaraz za rogiem, na dywaniku w przedpokoju"
Gdy dwóch „dobrych wujków” makabry łączy siły, efekt może być dwojaki. Wyobrażając sobie proces powstania dzieła dwóch autorów, nie można zapomnieć o tym, że panowie musieli dochodzić do kompromisów. Dwa silne pióra muszą znaleźć wspólną ścieżkę, inaczej tekst wyjdzie nierówny i każdy laik będzie mógł wskazać, kto odpowiadał za które akapity.
Tutaj nie ma tej nierówności. Cichowlas i Radecki połączyli się tak, jak tylko może połączyć się dwóch autorów – wytyczyli wyrównaną ścieżkę, po której przeszli ramię w ramię do celu. Celem jest natomiast „Pradawne zło”, zbiór trzech minipowieści, których wspólnym mianownikiem jest zło tytułowe. Wydobyli z siebie to, co mają najlepszego, uzupełniając wzajemnie swoje braki i wygładzając swoistą sinusoidę, która niechybnie powstałaby bez owocnej współpracy.
Robert Cichowlas i Łukasz Radecki fot. Dagmara Radecka |
Już Marylin Monroe, najpiękniejsza kobieta show-biznesu, śpiewała, że diamenty są najlepszym przyjacielem dziewczyny. Ja lubię diamenty, i podoba mi się ich powinowactwo z papierem. To odległe pokrewieństwo sprawia, że gdy nie mam możliwości noszenia wielkiego, błyszczącego kamienia na palcu, zadowalam się książką, trzymaną w rękach.
Radecki i Cichowlas oddają hołd swoim mistrzom – Grabińskiemu, Herbertowi, Lovecraftowi. Jeśli jednak będziemy oceniać te opowieści przez pryzmat owego hołdu, zrobimy sobie krzywdę. Nie należy na siłę poszukiwać nawiązań do tuzów grozy, gdyż ich style były nie do podrobienia, niezależne i na swój sposób wyjątkowe. Krzywdzące byłoby także porównywanie duetu autorów do tej trójki. Z pewnością dzieła wymienionych pisarzy miały niebagatelny wpływ na rozwój literacki zarówno Cichowlasa, jak i Radeckiego, którzy – chcąc nie chcąc, świadomie bądź nie – wzorowali się na nich, czerpiąc z nich natchnienie i specyfikę spoglądania na dzieło. To jest widoczne w „Pradawnym złu” dość wyraźnie, bez problemu udaje się niejako przyporządkować tuza do danej opowieści. Niemniej zwróciłam uwagę, iż całkowite skupienie się na elementach wspólnych byłoby krzywdzące z prostej przyczyny – inspiracja jest jednym, natomiast ci dwaj panowie wyrobili sobie swój własny styl i życzę im, by w przyszłości to ich dziełami inspirowały się kolejne pokolenia grozopiewców.
Teksty w książce rosną. Pod niemal każdym względem. Następuje tutaj swoista eskalacja jakości – trzy opowieści, każda inna, i każda lepsza od poprzedniej.
Tytułowe „Pradawne zło”, opowiadające o grupce złodziei, planujących wykraść bezcenną figurkę z jednego kościoła, to najbardziej klasyczna opowieść. Podobał mi się motyw przeciwstawienia sacrum i profanum oraz obraz nabożnej czci skontrowanej wandalizmem i efektownym finiszem, dającym wyobraźni spore pole do popisu. Elementy oniryczne oraz końcowe, dramatyczne sceny zostały ukazane w sposób przyzwoity, a historię czyta się wyjątkowo szybko. Autorzy sprytnie przemycili kilka bulwersujących kwestii, komentarzy na temat kleru, wykorzystali furtkę, jaką daje fakt zinstytucjonowania kościoła i jego wewnętrznej polityki. Muszę jednak przyznać, że sama fabuła niezupełnie mnie uwiodła. Czegoś mi zabrakło, by się zachwycić; osobiście uważam, że temat poruszony w tekście jest odrobinę wtórny i autorzy za mało się postarali, by go podtunningować. Złodzieje dzieł sztuki skojarzyli mi się z niefortunnym ograbieniem kościółka, mającym miejsce w polskiej komedii "Ciało", i tak, jak film mnie ubawił, tak ta historia mnie znudziła. Autorów stać na więcej.
„Świt szczurów” wręcz przeciwnie. Niezwykle plastyczny pastisz motywów znanych ze starych, kiczowatych, „pulpowych” horrorów znalazł tu swoją niszę. Przekonała mnie trafna wizualizacja typowej, polskiej kamienicy i mentalności mieszkających w niej starych ludzi. Ukazanie atawistycznych lęków i sugestywne, działające na wyobraźnię opisy krwiożerczych szczurów raz mnie bawiły, a raz przerażały i obrzydzały – autorzy nie przesadzili z gore, wymierzając jej ilość wręcz laboratoryjnie, dzięki czemu było go po prostu w sam raz. Mocna, świetnie skomponowana rzecz, z typowym dla gatunku czarnym humorem. Osobiście uważam tę opowieść za majstersztyk, fajną żonglerkę utartymi schematami. Podoba mi się również to, iż do roli antagonistów zaprzysiężono coś z realnego życia, ssaka, którego behawior i inteligencja same w sobie stanowią coś na kształt grozy - nie ma tu wymyślnych demonów czy nadprzyrodzonych istot, tylko szczury-mutanty, które w jakiejś makabrycznej wersji historii świata rzeczywiście mogłyby go zdominować. Palce lizać.
Ostatnie opowiadanie o jednoznacznym tytule „Seks to nie wszystko” jest warsztatowo najlepsze i najbardziej, moim zdaniem, dopracowane. Pisane z perspektywy ogarniętej obsesją nimfomanki ze skłonnością do niekontrolowanego gadulstwa, przesady i zbaczania z tematu, co już z założenia musiało być trudne. Dwóch mężczyzn, buchających testosteronem, zadecydowało o tym, by podmiotem lirycznym była kobieta - to nie lada wyzwanie, graniczące wręcz z szaleństwem. Ale ja im uwierzyłam. I uwierzyłam też w to, że trzeba uważać, o czym się marzy, bo może się to spełnić... Autorom udało się także utrzymać tę historię w ryzach, nie przesadzając – taka bohaterka szybko mogłaby wymknąć się spod kontroli i zirytować czytelnika. Opowieść na granicy bizarro jest nie tylko świetnym uwieńczeniem książki, ale także ma w sobie wiele treści, przekazanej między wierszami i… uwaga, ma także morał ;) Wyuzdane, perwersyjne sceny makabry i seksu powalają czytelnika, jeśli tak jak ja ma bardzo bujną wyobraźnię i skłonność do automatycznej wizualizacji tego, co czyta.
Reasumując, „Pradawne zło” sprawiło mi nie lada frajdę. Wiele osób porównuje tę książkę do horrorów klasy „B”, wytykając jej tak wiele elementów nawiązujących do pulpowych horrorów lat 90. Niemniej takie porównanie dość jednoznacznie sugeruje, iż nie ma tutaj świeżości, dlatego ja się z nim nie zgadzam. Widoczne nawiązania jedynie ulepszają treść poprzez subtelnie wplecenie popkulturowych smaczków, ale ta książka jest absolutnie współczesna. Pastisz brzmi znacznie lepiej.
„Pradawne zło” to trzy horrory, trzy punkty widzenia, trzy opowieści, w których nie brak grozy, gore, genialnych metafor i zawoalowanego, inteligentnego dowcipu. To zabawa, czysta rozrywka, mająca w sobie zarówno elementy sprzyjające refleksji nad mentalnością i zachowaniem człowieka, jak i elementy subtelnie wytykające jego przywary. Pozostaje mi jedynie polecić Wam ten zbiorek i mieć nadzieję, że jeszcze nie raz przyjdzie mi czytać twory tego duetu. Oszlifowany diament staje się brylantem, i taka metafora jest tutaj całkiem na miejscu. Radecki i Cichowlas osobno tworzą diamenty, a gdy piszą razem, to wychodzą im brylanty. To wystarczająco wysoko postawiona poprzeczka.
Zobacz także wywiady z autorami w ramach cyklu Kulisy Polskiego Horroru:
Replika 2014, 280 stron, ISBN 9788376742786
Komentarze
Prześlij komentarz