Kulisy Polskiego Horroru. #14 Łukasz Henel
Czy muszę pisać, że z Łukaszem Henelem rozmawiało mi się wręcz bosko? Chyba nie, sami zobaczycie. Ale prawda jest taka, że z filozofami to... nigdy nie wiadomo. Henel to autor dwóch książek poświęconych filozofii i... dwóch powieści grozy. Debiutował horrorowo w ubiegłym roku w wydawnictwie Videograf II powieścią "On", by kilka miesięcy później z Zyskiem wydać "Szkarłatny blask" (moja recenzja tu).
Niezły miszmasz, co? Na dodatek Łukasz popełnił opowiadanie do najnowszego numeru Horror Masakry i jeśli myślicie, że rok 2013 był rokiem Henela właśnie, to grubo się mylicie - jego rok dopiero nadejdzie, a nam wszystkim opadną z wrażenia szczęki. Tego życzę autorowi, a Was serdecznie zapraszam do lektury naszej rozmowy.
Łukasz Henel: Jestem w skafandrze kosmicznym dzisiaj, bo wczuwam
się w rolę filozofa w przyszłości. Filozofowie niebawem będą bardziej poważani.
Za jakieś kilkaset lat będą rządzili światem. Jestem tego pewien jak amen w
pacierzu. Nikt nie będzie studiował medycyny, prawa itp. Takimi kwestiami zajmą
się komputery i roboty.
Paulina: A horror za 10 lat jak się czuje?
Łukasz: Za dziesięć lat przejmujemy władzę w Polsce. Taka jest moja
odpowiedź.
Opanowujemy rynek wydawniczy. A
za sto lat te książki dzisiejsze będą warte majątek. Więc radzę kupować,
najlepiej z autografami.
To lepsze niż ZUS i OFE.
Tę informację też proszę
opublikować.
Paulina: Okej. Podoba mi się ta opcja, bardzo.
Łukasz: Tak, bo jesteśmy świadkami przełomu w literaturze. Lata
dwudzieste XXI wieku będą pamiętane jako "era horroru". Tak właśnie
przejdą do historii.
Paulina: A kim jest Łukasz Henel?
Łukasz: Jest jednym z wielu poszukiwaczy Wielkiej Tajemnicy, która
kryje się za zasłoną codzienności – czyli filozofem. No i ostatnimi czasy
pisarzem.
Paulina: A wystarczy powiedzieć o sobie "pisarz", by nim się stać?
Łukasz: To może nie wszystko, ale bardzo dużo. Moje pierwsze
opowiadanie, które napisałem kiedy miałem dziesięć lat, brzmiało: "Byłem w Krakowie. To
miasto bardzo mnie zafascynowało".
Od tamtego czasu, gdy pisałem te
słowa, sporo się nauczyłem. Lubiłem pisać, chciałem pisać, podobało mi się to.
To bardzo ważne. Chodzi mi o to: na początku nigdy nie jest łatwo. Ale jeśli
bardzo chcesz, masz dużą szansę.
Paulina: A jak to się stało, że zacząłeś pisać już nieco
bardziej... poważnie?
Łukasz: Dobrze, że wprowadziłaś takie rozróżnienie. Kiedyś pisałem
masę różnych rzeczy - krótkich felietonów, wypracowań, rozprawek... a nawet
podania o akademik dla kolegów i koleżanek. Ale to nie było do końca na
poważnie.
Po studiach rzeczywiście niełatwo
było dostać pracę. Dorabiałem pisząc artykuły, prace, itp. imałem się różnych zajęć. Podobnie jak
bohater "Szkarłatnego blasku" przez krótki czas podjąłem zwykłą pracę
na stacji paliw. Szkoły były jeszcze wówczas absolutnie zamknięte na etykę, o
filozofii nie wspominając. No i pewnego dnia przeraziłem się. Mijał czas, a ja
nie robiłem niczego - w moim przekonaniu - wartościowego, rozwijającego.
Zacząłem pisać. Trochę na przekór
wszystkiemu, na zasadzie "nie doceniacie mnie, nie wierzycie we mnie, więc
ja się sprężę i Wam pokażę", że jest coś, z czym mogę sobie całkiem nieźle
poradzić.
Paulina: I napisałeś podręcznik do filozofii, tak? Dla
najmłodszych. Skąd ten pomysł?
Łukasz: Może nie całkiem dla najmłodszych. Dla powiedzmy,
gimnazjalistów. Trudno to nazwać podręcznikiem. To raczej krótkie opowiadania,
każde trochę przybliża jakiegoś znanego filozofa. Pomysł wziął się stąd, że
ukończyłem filozofię. Chciałem, by płynął z tego jakiś pożytek. Dla kogoś, dla
innych ludzi. Bo ja mam o filozofii akurat dobre zdanie :)
I teraz sedno - ponieważ nie ma
filozofii w szkołach, ponieważ ten plugawy, zakłamany, zacofany System jej nie
akceptuje - zrobiłem co mogłem - napisałem popularyzatorską książeczkę o
filozofii. Liczyłem, że zachęci kogoś do filozofii. I powiem więcej - zamierzam
jeszcze więcej takich publikacji wydać.
Paulina: W sumie napisałeś dwie takie. A potem nagle... jebut,
zaskoczyłeś wszystkich horrorem. A potem kolejnym. Jak to się stało?
Łukasz: Zawsze lubiłem horrory. Pociągał mnie ten klimat. Lubiłem
włóczyć się po lesie, po polach, po nocy. Włazić do opuszczonych fabryk.
Czytałem Kinga, Mastertona, Koontza... kręci mnie to po prostu. Niektórzy
myślą, że ktoś, kto lubi horrory może być jakimś "psycholem". To nie
tak! Pociąga mnie tajemniczość, samotność, mrok... takie "gotyckie"
klimaty. Pomyślałem, że powinienem spróbować samemu napisać horror. I stało
się. Najpierw jeden, potem tak się rozpędziłem, że powstał drugi... Mogę
jeszcze dodać, że do napisania "Szkarłatnego blasku" zachęcił mnie
wyjazd do Kurska. To tam złapałem inspirację....
Łukasz nie włóczy się po lesie, tylko wykonuje tajną misję - poszukuje i bada zjawiska nadprzyrodzone |
Inspiracja doprowadziła Cię do
samego końca historii, czy była tylko zastrzykiem początku, a reszta powstała
sama?
Łukasz: Kursko było inspiracją, ale potem wątki zaczęły rozwijać
się jakby same. Sądzę, i piszę to całkiem poważnie, że każdy pisarz jest
rodzajem medium. Opisywane przez niego historie dzieją się naprawdę, tylko, że
w alternatywnych rzeczywistościach. Największymi "mediami" są pisarze
fantastyki, ponieważ to, co opisują, jest bardzo różne od naszej rzeczywistości,
a więc znajduje się najdalej. Tak samo było z Blaskiem. Jestem przekonany, że
historia ta rzeczywiście się wydarzyła, a ja lepiej lub gorzej odbierałem pewne
jej "echa". I to te "echa" wpływały na bieg fabuły.
Paulina: Czyli... wierzysz w to, co piszesz?
Łukasz: Absolutnie. Kiedyś wierzono, że istnieje tylko Ziemia, a
nad nią sklepienie niebieskie. Okazało się, że Ziemia jest tylko pyłkiem. Rzecz
jasna, istnieją inne światy. Niektóre z nich są podobne do naszego, inne
zupełnie odmienne.
Paulina: A jak to było z debiutem - pozwolę tak sobie określić
powieść "On", bo choć nie była pierwsza, to jednak...
pierwsza-beletrystyczna, prawda? Udało Ci się znaleźć naprawdę dobrego wydawcę
i... poszło. Jak się pisało?
Łukasz: Z duszą na ramieniu. Cały czas "nasłuchiwałem".
Chciałem dowiedzieć się, co robi mój bohater. Czasem widziałem to jakby przez
mgłę, ale czasem całkiem wyraźnie. Od tego zależało, czy pisanie przyśpieszało
czy zwalniało. Odkryłem przy tym, że substancje tak pospolite jak kawa czy piwo
mogą stymulować zdolności mediumiczne. I wtedy widzi się lepiej albo gorzej, co
robi bohater. Kawa plus chociażby piwo zaostrza obraz. Pisanie jest więc w
zasadzie podglądaniem.
Paulina: Kawa plus piwo? Jedno niweluje drugie, a działalność
moczopędna obu dochodzi do ekstremum ;) Napisałeś, wydałeś i wziąłeś do ręki
swoją książkę, pachnącą drukiem, jeszcze ciepłą... Jakie to uczucie?
Łukasz: Głęboka radość. Łączność z innymi osobami, które tę książkę
przeczytają. To jest jak spojrzenie w przyszłość. Ta świadomość, że ktoś weźmie
tę książkę po twojej śmierci. I nie zobaczy po prostu murów, pieniędzy, maszyn,
czy czegośtam, ale kawałek ciebie samego. To tak jakby spotkać się z innymi
ludźmi, ale nie fizycznie, tylko duchowo. To niesamowicie intymne przeżycie.
Paulina: Czy tak widzisz swoją przyszłość? Jako pisarza?
Łukasz: To by była dobra przyszłość. Nikt nie wie, co będzie. Ale
gdybym miał wybierać, takiej przyszłości bym sobie zażyczył. Pisanie to super
sprawa.
Paulina: To teraz pomówmy o tym, co czytasz. Pisałeś wcześniej o
Kingu, Koontzu, Mastertonie... Masz takie 3 tytuły, które są dla Ciebie
najważniejsze na świecie, do których wracasz?
Łukasz: Przeczytałem wiele tytułów Kinga, Koontza, czy Mastertona.
Ale tak naprawdę dwa inne tytuły zrobiły na mnie jak dotąd największe wrażenie.
Jonathan Aycliffe – „Pokój Naomi” i „Szepty w ciemności”. To według mnie
wzorowe horrory, mistrzostwo w tej klasie. Z Mastertona bardzo podobali mi się „Drapieżcy”,
z Kinga „Smętarz dla zwierzaków”, a z Koontza – „Korzystaj z nocy”. Acha - no i
jeszcze „Portret Doriana Graya” Oskara Wilde'a.... dowód na to, że powieść grozy
może być literaturą najwyższej klasy.
Paulina: Czyli najbardziej lubisz ghost-stories... to się czuło w
Twojej książce :) Przedkładasz atmosferę pełną napięcia i lęku, klimat, nad
obrazowe, sugestywne opisy rozczłonkowanych ciał. A wiesz o tym, że to jest
wyższa półka horroru? Znacznie trudniejsza sprawa, moim zdaniem...
Łukasz: Być może. To, co jednemu przychodzi łatwiej, innemu
przychodzi trudniej. Zależy to od osobistych upodobań i predyspozycji.
Osobiście wolę książki "z klimatem" - noc, latarka, zagadkowe
odgłosy, mgła, wichura, stary cmentarz. I właśnie to są obrazy, które
najchętniej przywołuję. Najbardziej działają na moją wyobraźnię. Poza tym tak
naprawdę jestem dość wrażliwym człowiekiem. Przerażają mnie krew i tortury. Nie
lubię okrucieństwa w dosłownym sensie. Może to jakiś brak, zwłaszcza w
przypadku pisarza horrorów, ale sądzę, że fajna powieść grozy niekoniecznie
musi epatować szczegółowymi opisami okrucieństwa.
Wydaje mi się, że moi bohaterowie,
nawet jeśli muszą zginąć, robią to w pewnym sensie z przyjemnością, jak aktorzy
na scenie, a nie dosłownie zarzynane ofiary.
Paulina: Nikt tak nigdy nie powiedział ;) Przemoc to po prostu
jeden z wielu sposobów, że tak powiem, ekspresji, chodziło mi raczej o to, że
zbudowanie napięcia jest cholernie trudne. Tak na dobrą sprawę zdecydowanie
łatwiej czytelnika zaszokować, niż przestraszyć.
Jak Tobie się to udaje?
Łukasz: Nie wiem. Pisząc posługuję się intuicją. Nie jest to na
zasadzie, że mam gotowe sposoby, chwyty, i po prostu ich używam. Improwizuję.
To przychodzi jak gdyby samo... owszem, znam parę tricków. Pokazanie strasznej
sceny oczami dziecka... sugestywne niedomówienia... przejście do czasu
teraźniejszego w stylu "czuję, że oni są coraz bliżej"... itp. itd.,
ale zawsze najważniejsza jest intuicja. Szczerze mówiąc, nie wiem skąd to się
bierze. Skąd to przychodzi.
A może wiem, ale mówiąc to
zdradziłbym zbyt wiele.
Chyba ważny jest też nastrój
podczas pisania. Najlepiej przedtem wybrać się na samotny spacer po lesie nocą.
Paulina: A martwisz się o swoich bohaterów? Zacząłeś pisać historię
o Łukaszu, pracowniku stacji. I nie wiedziałeś, co się z nim stanie? Bałeś się,
że stanie mu się krzywda?
Łukasz: Jasne, martwiłem się o niego. Tym bardziej, że wierzę w
sporą realność tego, co się pisze. Ale jednak czułem, że jako autor będę w
stanie mu jakoś pomóc, w decydujących chwilach. Czasem jest tak, że gdy
jesteśmy w tarapatach, zdaje nam się, że czujemy obecność kogoś, kto stara się
nam pomóc. Może nie zawsze daje radę, ale próbuje. Myślę, że Łukasz Stańczuk
czuł tę moją obecność, chociaż rzecz jasna jej nie rozumiał. Nie mógł wiedzieć
przecież, że go podglądam.
Paulina: Pisarze są bogami swoich bohaterów...
Łukasz: Dokładnie... my też mamy naszych bogów, może niektórzy z
nich są pisarzami?
Paulina: Oby mój bóg był diablo dobrym pisarzem!
Łukasz: I oby nie lubował się w grozie. Tego Ci życzę. Niech Twój
pisarz uwielbia happy endy.
Paulina: I nawzajem. Jakie plany na przyszłość, Łukaszu?
Łukasz: W pierwszej kolejności "Leśniczówka", nad którą
teraz pracuję. Potem w międzyczasie może coś z filozofii. Czuję, że mógłbym
napisać teraz coś fajnego, najlepiej dla młodzieży. A potem zapewne kolejna
powieść grozy.
Paulina: "Leśniczówka" to horror?
Łukasz: Jak najbardziej. Akcja również będzie rozgrywała się w
okolicach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, w niezwykłej miejscowości Kęszyca.
Otóż zdradzę jedynie Czytelnikom Twojego bloga, że został tam zawiązany
niebywały spisek, skutkujący paranormalnymi zdarzeniami. Skutki mogą być
apokaliptyczne, dla całego świata. Wyjaśnienie znajdziecie w treści, kiedy
książka się ukaże. Termin publikacji nie jest jeszcze znany, na razie pracuję
nad tekstem. Jestem mniej więcej w połowie.
Podobieństwo ze „Szkarłatnym
blaskiem” jest jedynie pozorne, tym razem to naprawdę jeszcze grubsza sprawa,
na miarę kosmiczną.
Nie mam pojęcia, czy uda się
powstrzymać zagładę świata, jaki znacie.
Kęszyca Leśna, to tutaj znajduje się "Leśniczówka" |
Łukasz: Według mnie opowiadanie to zupełnie innego rodzaju
wyzwanie. Trudno wbrew pozorom powiedzieć, co łatwiej jest napisać – powieść
czy dobre opowiadanie. Czasem trudniej jest opowiedzieć jakąś historię właśnie
będąc ograniczonym rozmiarami opowiadania. Opowiadania stawiam więc niejako na
równi z powieściami, choć oczywiście te drugie są bardziej czasochłonne.
Oczywiście, w przyszłości prócz powieści zamierzam pisać również opowiadania.
Paulina: To może pogadamy o polskiej grozie? Czytujesz, znasz? Masz
jakieś zdanie o współczesnym horrorze made in Poland?
Łukasz: Jak najbardziej. To poniekąd część warsztatu -
"podglądanie" innych. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Warto czytać, by przyjrzeć się, w jaki sposób inni tworzą nastrój, jak budują
zdania, jakich używają porównań. To rozwija, dzięki temu warsztat staje się
lepszy. A jest się czym inspirować. Lubię Dardę, Cichowlasa, niedawno znów
sięgnąłem po Grabińskiego, by posmakować troszkę klimatów "retro", że
się tak wyrażę :) Myślę, że polski horror jest "gorszy" od
zagranicznego tylko pod jednym względem - jest słabiej reklamowany. To czysto
marketingowa dyskryminacja. Wydawnictwa przeznaczają pieniądze na promowanie i
tak znanych zagranicznych autorów. To błąd. Moim zdaniem teraz warto inwestować
w Polaków, zwłaszcza, że mamy swoisty "boom" na grozę, zwłaszcza w
naszym rodzimym wykonaniu.
Sądzę też, że horror rozgrywający
się w naszych realiach jest jeszcze bardziej ciekawy i przerażający zarazem.
Okazuje się, że koło nas też mogą rozgrywać się rzeczy niesamowite i straszne!
Paulina: No tak, gdyby wydawcy poświęcali połowę uwagi polskim
autorom, którą poświęcili np. nowym książkom Kinga, to z pewnością nikt by na
tym nie stracił :)
Łukasz: Nie, książki Kinga obroniłyby się same. To jeden z
najbardziej znanych autorów horroru na świecie. Gdyby natomiast wydawcy
bardziej promowali polską grozę mogliby również na tym nieźle zarobić. Reklama,
reklama - tego brakuje polskim autorom.
Paulina: No, tak, a w naszych warunkach rzeczywiście mogą się rozgrywać niesamowite scenariusze. Myślę, że jednym z często popełnianych błędów "naszych" autorów jest umiejscawianie akcji za granicą i nazywanie bohaterów Johnami, Nicolami itp.
Łukasz: Tak, nazywanie bohaterów Johnami
jest zupełnie niepotrzebne. Mamy swoje plenery i "swoich" bohaterów.
Tu też może być ciekawie.
Mam też pewne wrażenie patrząc na
całokształt rynku, być może błędne. Wiele wydawnictw wciąż wzbrania się przed
promocją literatury typowo rozrywkowej. Duża część pozycji to książki, na
których można coś "ugrać" w sensie politycznym. Mamy tzw. powieści
historyczne, polityczne, politologiczne, biografie znanych polityków.
Praktycznie wszystkie z nich
lansują jakiś światopogląd polityczny. Czyżby część polskich wydawnictw była
finansowana z budżetów partii politycznych?
Paulina: Ewentualnie chodzi o marketing. Skandal sprzeda się
zawsze! Kontrowersja również. Gorzej, jeśli temat książki dotyka jakiegoś tabu.
Wydawnictwa skupiają się na wydawaniu bestsellerowego shitu (sorry), czyli iluśtam
twarzy Greya itd, czyli pozycje dla osób nieoczytanych, ale mające w swojej
treści - poza kiepskim stylem i marnym językiem - typową rozrywkę.
Łukasz: Mamy do czynienia z kreowaniem bestsellerów na siłę.
Wyobraźmy sobie sytuację, że wielka sieć księgarni wykupuje wydawnictwo. Zresztą
nie trzeba sobie wyobrażać - to dzieje się naprawdę. Mamy autora z takiego
wydawnictwa, wcześniej mało znanego. Nagle - jego powieść ogłaszają
bestsellerem. Oczywiście w tej sieciówce... i sprzedaż jest. Ktoś decyduje po
prostu, co ma być bestsellerem. Rolę grają przede wszystkim pieniądze i
rozgrywki na rynku wydawniczym.
Za stanie się bestsellerem po
prostu się płaci.
Paulina: I jak tu pisać niemodną grozę?
Łukasz: Ależ zupełnie się nie zgadzam. Groza będzie sprzedawać się
coraz lepiej i staje się coraz bardziej modna. Niebawem wydawcy zwietrzą w tym
pieniądze. Może to być za rok, za dwa, za pięć, ale nastąpi na pewno. Będą na
nas dorabiali. Po prostu na razie reagują z opóźnieniem, to wszystko...
Paulina: Jesteś optymistą z natury?
Łukasz: Z natury jestem raczej pesymistą, ale staram się realnie
obserwować rynek. Coraz więcej osób kupuje powieści grozy. Powstaje coraz
więcej portali dedykowanych tej właśnie tematyce. A także nowe projekty -
czasopism na papierze, które przyjmują się i wzbudzają zainteresowanie.
Wcześniej tego nie było, albo było w dużo mniejszej skali. Na Zachodzie groza
bardzo zyskuje na popularności. A ponieważ my zwykle małpujemy wszystko z
Zachodu, ta fala wkrótce do nas dojdzie.
Paulina: Czyli jest jakiś optymizm w tym pesymizmie ;) Raz jeszcze spytam, teraz już poważniej: jak widzisz
polską grozę za 10 lat?
Łukasz: Sądzę, że pisarze grozy będą celebrytami, a ich zdjęcia
ozdobią okładki wysokonakładowych pism. Ktoś zainwestuje wreszcie w polskie
kino grozy i powstaną efektowne ekranizacje. Myślę, że lepiej sprzedawać się
będą audiobooki i ebooki. Sądzę, że w telewizji mogą powstać programy dla
wielbicieli grozy, prowadzone przez pisarzy. No dobrze - to bardzo
optymistyczna wizja. Ale przecież wszystko w naszych rękach. Trzeba koniecznie
zainteresować masowego odbiorcę, pokazać mu, że groza to nie tylko krew i
flaki, ale też specyficzna duchowość, filozofia, dobra literatura i czasem
całkiem niezłe kino. Wierzę, że da się tego dokonać.
Mogą powstać zupełnie nowe
rozwiązania techniczne. Być może czytanie książki nie będzie oznaczało jedynie
odczytywania liter. Może powstaną jakieś urządzenia do urozmaicania tej
czynności. Dajmy na to generujące dźwięki, zapachy, czy dodatkowe informacje.
Wyobraźmy sobie, że ktoś czyta opis lasu w książce. Mógłby w słuchawkach
słyszeć dźwięki lasu, a specjalne urządzenie generowałoby zapach wilgotnej
ściółki... to by było całkiem niezłe urozmaicenie...
Paulina: Fajny pomysł, ale ogólnie to coś takiego podobnego już się
dzieje. Słuchałeś choć kawałka superprodukcji "Karaluchy", "Gry
o tron" albo chociaż zeszytów "Żywe trupy"? Co prawda
audiobooki, ale JAKIE audiobooki. Niesamowite słuchowiska. Genialne wręcz!
Łukasz: Słuchałem kiedyś takiego dość niszowego słuchowiska "Tchnienie
grozy". Wiem, o czym mówisz:) Takie uatrakcyjnianie czytania czy słuchania
to fajny pomysł. Można zgasić światło, zamknąć oczy... kurczę, to jest jak
hipnoza. Możesz przenieść się do innego świata. Czy to na pewno bezpieczne? A
jeśli już nie uda się wrócić?
Paulina: Dla osób z bardzo bujną wyobraźnią nawet zwykła książka
może być pod tym względem groźna ;)
Łukasz: Oj tak... mowa o tym przecież w "Blasku". Można
przenieść się do innego świata, w skrajnych sytuacjach nawet nie powrócić. Książki
mogą cię opętać, zmienić Twój umysł... to chyba jeszcze bardziej niebezpieczne
niż telewizja.
Paulina: A co myślisz o plebiscytach? Złoty Kościej, planowana
nagroda Grabińskiego? Przydają się, czy raczej niczego nie zmieniają?
Łukasz: To jest to, czego nam trzeba. Świetnie, że pojawia się
coraz więcej takich inicjatyw. Dzięki temu środowisko pisarzy grozy, a także
jej fanów, staje się bardziej medialne. Jest o czym pisać, jest okazja, żeby
się „zjednoczyć”. To sposób na promowanie pisarzy, samej grozy i czytelnictwa.
No i oczywiście – jest to jakaś zachęta, motywacja dla autorów by tworzyć dalej.
Paulina: Masz jakieś motto życiowe, maksymę?
Łukasz: Hmmm.... gdybym miał zawrzeć w słowach jakąś radę dla
wszystkich ludzi, nie tylko dla siebie, to
powiedziałbym: nigdy nie daj sobie wmówić, że świat jest banalny.
Według mnie to jest najważniejsze.
Kimkolwiek się jest.
Paulina: Czy będzie Cię można gdzieś spotkać w 2014? Spotkania
autorskie, konwenty?
Łukasz: Dokładnie jeszcze nie wiem, jestem w trakcie ustalania
swojego „kalendarza”. Myślę, że na pewno gdzieś się pojawię. Oczywiście o
wszystkich tego typu wydarzeniach będę informował na swojej facebookowej stronie.
Paulina: Dziękuję za rozmowę.
Zobacz także:
* stronę autorską Łukasza* profil Łukasza na lubimyczytać.pl
* blog o etyce i filozofii Łukasza
Przeczytaj opowiadanie Łukasza "Doktor Julian i demon z gór"
Komentarze
Prześlij komentarz