Anima Vilis, Krzysztof T. Dąbrowski
"Życzę bezsennych, mrocznych nocy, podczas których wraz z moimi bohaterami udacie się do krainy, gdzie las nie jest zwykłym lasem, ludzie - zwykłymi ludźmi i lepiej mieć się na baczności przed tym, co wydaje się przyjazne..."
[ze wstępu]
Anima vilis (łac.) oznacza nędzna dusza, podła istota. Pod takim tytułem kryje się omawiany tutaj zbiór opowiadań Krzysztofa Dąbrowskiego, ale także powieść Marii Rodziewiczównej oraz... hodowla terrierów typu Bull. Tutaj skupiam się na tym pierwszym ;)
"Anima vilis" to zbiór siedmiu opowiadań, w tym czterech luźno ze sobą połączonych. Każde jednak działa inaczej, naciska inne przyciski, inne emocje, wywołuje odmienne refleksje. Ciekawy miszmasz, który w połączeniu daje bardzo smaczne danie, w sam raz na kilka wieczorów czy - jak to było w moim przypadku - kilku przerw między innymi powieściami.
1. Anima vilis
Na samym początku Krzysztof Dąbrowski... doprowadził mnie do łez. Nie świadczy to o mnie zbyt dobrze, gdyż "Anima Vilis" jest opowiadaniem traktującym o... świętym Mikołaju, to jednak jeden wątek był z gruntu tych serce rozrywających. I tu już na wstępie należą się autorowi oklaski, gdyż mnie do łez doprowadzić to nie lada sztuka, choć musiał potem zabiegać o moje wybaczenie. Udało mu się je zdobyć dość szybko, nie oznacza to jednak, że nie mam mu początkowych wzruszeń za złe.
Mamy tutaj historię małej dziewczynki, Martynki, która spotyka świętego Mikołaja. Demonicznego, trzeba dodać. Właściwie to by już wystarczyło do opowieści, ale jest w niej coś jeszcze. To taka zabawa emocjami czytelnika, gdyż Dąbrowski ma jakiś taki niecodzienny dar przeistaczania się niemalże w ciało swoich bohaterów - równie wiarygodnie wychodzi mu wejście niejako w postać małego dziecka, jak i... psa. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i to przysłowie zyskuje tutaj nowe znaczenie. Do całości dorzućmy jeszcze jakieś tam dusze, podłe dusze - trzeba nadmienić - i przepis na fajną, zgrabną historyjkę gotowy.
Dla mnie - 5/6.
2. A teraz bawcie się i świętujcie!
Tutaj mamy kilka historii, które się podejrzanie podobnie kończą. Marta, która nie ma za grosz umiejętności kulinarnych, Adam, Jolanta - nawet nie wiedzą, że ich godziny są policzone. Zbiorowe samobójstwo? Terroryzm? Pakty z diabłem? A może UFO? Tak, jak pierwsza część opowiadania ocieka grozą, tak druga nieco kuleje. Bilans wychodzi na zero.
Tutaj 3/6.
3. Uprowadzenie
Szalenie zabawna opowieść o Jadźce, Staśku i... małych, szarych ludzikach. "O w pytę wybrąchanego łosia!", to naprawdę śmieszna rzecz. Autor we wstępie przyznał, że Stasiek jest bohaterem dwóch poprzednich jego opowiadań, zatem bardzo chętnie za nimi pogrzebię. Oto, jak zwykły pijaczek może z dnia na dzień stać się Kimś! ;)
Oceniam 4/6.
4. Przeznaczenie znajdzie drogę
Następne opowiadanie tetralogii Martynki. Tutaj dziewczynka wraz z rodzicami (i Maurycym) wybierze się na wizytę do starej ciotki. Tyle, że ta stara raszpla to niezupełnie ta sama osoba, która należy do rodziny. Wiedźma? Cóż, nie chcąc Wam psuć zabawy, zamilknę. Fakt faktem Martynka znajdzie się na celowniku Tej, Która Wiele Imion Miała, a wszystko to - zdaje się - zaczerpnięte ze starych, słowiańskich legend.
Nienaciągane 5/6.
5. Biwak
Typowy, literacki slasher. Grupka młodych ludzi w lesie, nad jeziorkiem, która w niewyjaśnionych okolicznościach się kurczy. Bardzo fajny klimacik, przywodzący na myśl filmowe legendy gatunku; opowiadanie również luźno połączone z tetralogią Martynki. Pomimo, iż momentami było dość naiwne, to jednak podobało mi się. Myślę, że autor celowo pojechał schematem, by wydobyć właśnie to, co najlepsze w tym typie historii.
Za klasykę - 5/6
6. Georgie
Moje ulubione opowiadanko zbioru. Mamy tu kowboja, który zabłądził na pustyni. Skwar za dnia, chłód nocą, pragnienie, zmęczenie i dezorientacja - westernowe klimaty, do których Dąbrowski dorzucił błąkającego się George'a. Kim jest George i co on, do diabła, robi na środku pustyni, musicie dowiedzieć się sami. Rewelacyjny klimat, wręcz czuje się na twarzy promienie bezlitosnego słońca i zgrzytający między zębami piasek.
Świetne - 6/6
7. Losu dopełnienie
Opowiadanie, zamykające zarówno cały zbiór, jak i Martynkowy czteropak, składa się z kilku pozornie ze sobą niezwiązanych rozdziałów. Mamy tu psa Ferdynanda, Szymona z przyszłości, Sadybę i Antona z XIX wieku oraz jedną historię, spajającą całość. Nieźle to sobie autor obmyślił. Moim zdaniem to najlepiej dopracowane opowiadanie zbioru - i tu Dąbrowski pokazał, na co go stać. Ponownie wcielając się w przeróżne postaci, ciekawie kreując świat snów i łącząc przeszłość z przyszłością stworzył interesujący urywek świata.
Tutaj również 6/6.
Tutaj również 6/6.
Zbiór, jak to zwykle bywa, jest dość różnorodny. Nie można odmówić autorowi fantazji - żongluje motywami i schematami, okrasza całość czarnym humorem i elokwentnym, dostosowanym do narracji językiem. Opowiadania nie nużą, a tempo akcji jest na tyle umiarkowane, że nie nudzi. Kilka opowiadań ma wręcz baśniową formę, co jest dodatkowym plusem. Podoba mi się to, jak trafnie narrator wciela się w różne istoty - to rzadka umiejętność nie strzelić sobie takim zabiegiem w stopę.
Podoba mi się ta różnorodność. "Anima vilis" przypomina kosz z przeróżnymi smakołykami, w którym każdy element jest wyjątkowy i smakuje wybornie. Zabawa konwencją zaowocowała oryginalnym miszmaszem całej plejady gwiazd horroru, prężących się w błysku fleszy i przenikających się wzajemnie. Zaproście podłe dusze, dobre duchy, zombiaki, reinkarnację, senne mary, pradawne klątwy i leśne potwory na bal. Tym jest właśnie "Anima Vilis" - balem, na którym ramię w ramię bawi się cała śmietanka makabr.
Podoba mi się ta różnorodność. "Anima vilis" przypomina kosz z przeróżnymi smakołykami, w którym każdy element jest wyjątkowy i smakuje wybornie. Zabawa konwencją zaowocowała oryginalnym miszmaszem całej plejady gwiazd horroru, prężących się w błysku fleszy i przenikających się wzajemnie. Zaproście podłe dusze, dobre duchy, zombiaki, reinkarnację, senne mary, pradawne klątwy i leśne potwory na bal. Tym jest właśnie "Anima Vilis" - balem, na którym ramię w ramię bawi się cała śmietanka makabr.
Uważam, że to rzecz zdecydowanie warta uwagi. Polecam antologię zwłaszcza wielbicielom wszelakiej grozy, bo tak naprawdę każdy fan horroru znajdzie tutaj coś dla siebie. Jeśli na dodatek lubicie krótką formę, interesuje Was, co takiego piszczy w polskim półświatku horroru i jesteście po prostu ciekawscy - czytajcie.
Krzysztof T. Dąbrowski |
Krzysztof T. Dąbrowski jest autorem pięciu "samodzielnych" zbiorów opowiadań, spośród których można wyróżnić zbiór "Dr. Abble" (stusłówkowy) oraz "Grobbing" (bizarro). Ponadto pojedyncze opowiadania autora pojawiły się w licznych antologiach. Jego opowiadania wydane zostały w dwóch antologiach grozy w USA i niemieckiej antologii fantastycznej. Poza USA i Niemcami publikował w takich krajach, jak: Anglia, Słowacja, Czechy, Węgry, Rosja, Ukraina, Izrael, Hiszpania, Argentyna, Brazylia i Meksyk.
Komentarze
Prześlij komentarz