Noc zombie & Miasto żywych trupów, Brian Keene

"Porzućcie nadzieję wszyscy, którzy tu wchodzicie" [Dante]

Doprawdy nie wiem, dlaczego ta historia została spisana w dwóch książkach, skoro "Miasto żywych trupów" zaczyna się tam, gdzie skończyła się "Noc zombie". Gdy dotarłam do ostatnich stron pierwszej "części" od razu wzięłam drugą, gdyż pierwsza... nie kończy się w satysfakcjonujący sposób. Kończy się niedopowiedzeniem z rodzaju tych Mocno Wkurzających. Obie książki mają około 240 stron, zatem spokojnie można je było upchnąć w jednej pozycji, choć autor drugą część napisał dopiero, gdy fani podnieśli wrzask. 
Ale powoli. Przedstawię Wam obie książki w jednej recenzji i tak też polecam je nabywać - zawsze w komplecie (ja swoje egzemplarze kupiłam na dedalus.pl). 


Jim Thurmond jest jednym z bardzo niewielu ocalałych w świecie opanowanym przez zombie. Spędza żywota w schronie, który zdążył zbudować przed wybuchem apokalipsy i jest mu tam całkiem nieźle. Pewnego dnia odbiera telefon... Jego syn, mieszkający po drugiej stronie Ameryki, żyje. 
Jim porzuca schron i wyrusza po Danny'ego.
To już wystarczy na opowieść, ale Brian Keene poszedł nieco dalej. Nawrzucał do swojej wizji apokalipsy zombie troszkę... wszystkiego. Bo mamy tu kilku bohaterów, każdy z nich radzi sobie inaczej, jednocześnie każdy zaczyna rozumieć, że w tym Nowym Świecie trzeba zapomnieć o moralności, grzeczności i takich tam bzdurach. Żeby przetrwać, trzeba robić to, czego sytuacja wymaga.
Mamy zatem Frankie, byłą dziwkę-heroinistkę, która dopiero co urodziła martwe dziecko (nie trzeba dodawać, że dzieciak zmartwychwstał w postaci zombie i sterroryzował personel szpitalny). Swoją drogą - moja ulubiona postać, babka z jajami. Mamy Martina, wielebnego, który wraz z Jimem będzie się kierował w stronę New Jersey. Mamy wojsko, które... no właśnie. Myślę, że tutaj historia z Gubernatorem z The Walking Dead nieco zazębia się z historią pułkownika Schowa. Facet stworzył sobie bazę, wojskowi mordują, grabią, gwałcą i bawią się jak nigdy w życiu. Pozbawieni skrupułów, zmuszają cywilów do niewolniczej pracy, a kobiety do nieustannego współżycia. 
Anarchia, chaos. A przez co to wszystko?
Cóż, pewne eksperymenty nie wyszły. Bo Keene, jak pisałam, posunął się o krok dalej. Stworzył nie tylko inteligentną rasę zombie, ale dorzucił do tego motyw nadprzyrodzony. Otóż w ciała ludzkie, w miejsce duszy, włażą demony! ;)
I te demony korzystają ze wspomnień ludzi, których... ciała zamieszkują. Umieją strzelać, prowadzić samochód, planować, robić zasadzki, komunikować się. A jakby tego było mało, to wszystko jest zombie - ptaki, ryby, jelenie, dżdżownice... :) Zatem niebezpieczeństwo kryje się nie tylko w ludziach-zombie i wojsku, bandytach i grupach opryszków, które wykorzystują zaistniałą sytuację do własnych celów, niejednokrotnie parając się kanibalizmem. Niebezpieczeństwo kryje się w niebie, w postaci ptaków, które dziobami rozszarpują mięśnie, wydłubują oczy, organizują się w wielkie klucze i atakują z góry. Kryje się w świstakach, wiewiórkach, zajączkach, jeleniach. 

Jak dotarłam do momentu z rybką-zombie, która wyskoczyła z akwarium, mówiła (!!!) i chciała zagryźć ludzi, miałam odłożyć tę książkę. Stwierdziłam, że takie bzdury to nie dla mnie. Jak dobrze, że tego nie zrobiłam.
Książka nie jest jakaś fenomenalna, ale to przyzwoita rozrywka. Język poprawny, styl lekki, kartki przewracają się same. Bezduszność oprawców jest tak wstrząsająca, że nawet łezka mi się w oku zakręciła. 

Czy Jim dotrze do syna? Cóż, niezależnie od tego, czy chcecie tu spoiler, czy nie, muszę nadmienić, że tak naprawdę w "Nocy zombie" ta sprawa się nie rozwiązuje. Książka kończy się w takim momencie, że gdybym podczas zakupów nie poszła za ciosem i nie kupiła od razu pakietu, to bym się wściekła. I tak przechodzimy do "Miasta żywych trupów".


Kontynuacja "Nocy zombie" skupia się bardziej na motywach zombie i powodach, dla których demony zeszły na Ziemię. Sporo uwagi poświęcono Obowi, który jest przywódcą zombie. Dzięki rozmowom jego i innych zombiaków dowiadujemy się jakie były przyczyny tej apokalipsy - i nie ma ona wiele wspólnego z nauką, raczej ze Starym Testamentem. 
W "Mieście żywych trupów" Jim wraz ze swoją ekipą ucieka z miejsca, w którym go pożegnaliśmy w poprzedniej części - z New Jersey. Na przedmieściach Nowego Jorku roi się od nieumarłych, miasto zostało praktycznie całkowicie podbite.
Z jednym wyjątkiem - wieżowcem Ramseya. 
To twierdza - teoretycznie - nie do zdobycia. Ludzkość powoli odradza się w stalowych murach, ale zło nie śpi. Hordy zombiaków z Obem na czele planują podbić wieżę i nie mają wiele do stracenia, skoro już i tak nie żyją... ;)
Tak, jak pierwsza książka skupia się na samej ucieczce i próbie zrozumienia nowej rzeczywistości, tak druga to jedna wielka walka. Nie brak tu krwistych opisów, czasem wręcz groteskowych, przez co możliwe są niekontrolowane wybuchy śmiechu.
- (...) Świetnie się spisaliście. Proszę, poczęstuj się okiem.
Wady? Ojej, jest ich mnóstwo. Za mało psychologii, wnikania w psychikę bohaterów, prób wyjaśnienia ich działań. Keene nie skupia się absolutnie na motywach wojska czy oprawców. Opisuje historię, bez wnikania. Dla jednych to może być zaletą, mi tego brakowało. Poza tym w pewnym momencie stwierdziłam, że to po prostu za dużo. Za dużo różnych wątków, za dużo stworów, za dużo motywów w jednej książce. Bo i zombie, i demony - czekałam tylko na wilkołaki i wampiry. Choć trzeba Brianowi Keene oddać sprawiedliwość - z oklepanego motywu zombie, które dotychczas szło kierowane głodem mięsa, bezmyślnie i powoli, wycisnął coś więcej. Inteligentną armię zombie. Czy garstka ludzi, która pozostała, jest w stanie w ogóle zmierzyć się z czymś takim? Czy ma jakiekolwiek szanse?

Teraz plusy. Rewelacyjnie poprowadzona akcja. Dynamika, ruch, ciągła groza i strach o los bohaterów, których zdążyliśmy polubić (od razu uprzedzam, że Keene nie bawi się w sentymenty, morduje ile wlezie). Soczyste opisy, mnóstwo gore i sporo ironii. Zaś zakończenie... miodzio. Lepszego bym sama nie wymyśliła. Takie proste, a takie wybitne :) 

Moim zdaniem obie książki to naprawdę bardzo przyzwoite zombie-stories. Polecam, ale bez ciśnienia. Można sobie te książki odpuścić. To niezłe kąski dla wielbicieli zombie, ale dla pozostałych mogą być bardzo męczące. 

Komentarze

  1. Brzmi nieco absurdalnie (ta rybka-zombie szczególnie), ale chętnie bym przeczytała. ;) Tym bardziej, że jeszcze nigdy nie czytałam żadnej książki o zombie, dopiero teraz słucham audiobooka "Żywe trupy", ale mimo wszystko mam ochotę na jakąś papierową książkę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano. Takich smaczków jest więcej. Ot, gadająca głowa zombie w brzuchu aligatora, chociażby :) Można pośmiać, ale i adrenalinka też czasem rośnie :)

      Usuń
  2. Zombie aktualnie są nie dla mnie, ale okładki bardzo mi się podobają. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajowe są. Niektóre części się błyszczą :) Ja w ogóle bardzo lubię te wydania horrorów Amber.

      Usuń
  3. Złotą rybką całkowicie mnie rozbroiłaś ;) Nie byłam właściwie nigdy wielką fanką zombie, ale ostatnio coraz lepiej odnajduję się w tym klimacie, więc nie mówię nie, mimo niedociągnięć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko ostrzegam, że tutaj nie ma bezmyślnych mięsożerców :) Zombie są mądre, cwane i przebiegłe :)

      Usuń
    2. Spoko, może być - przerabiałam już zombie bezmyślne, zombie zmutowane, a nawet zombie-anioła z telepatyczną mocą (swoją drogą koszmar), teraz widzę kolej na odmianę ;)

      Usuń
    3. Zombie anioł z telepatią? Ekhm. Co to za cudo? Ostatnio niby powstało coś na wzór Zmierzchu, jakaś miłość zombie do człowieka żywego? Bosz, toż to profanacja.

      Usuń
  4. Uwielbiam zombiaczki! Kocham je wręcz, ale... książki pana Keene chyba sobie odpuszczę. Ta mówiąca zombie-rybka przeważyła szalę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na razie sobie odpuszczę te książki. Na razie czeka na mnie "Przegląd końca świata. Feed". ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się podobało, ciekawe, co Ty powiesz :)

      Usuń
    2. Trochę mnie przeraża jej objętość. Dlatego odkładałam na potem. Ale w tym miesiącu już by wypadało napisać recenzję ;)

      Usuń
    3. Czyta się mega szybko :)

      Usuń
  6. Skoro te książki można odpuścić, to nie będę się napinać. Swoją przygodę z zombie pewnie zacznę od tej antologii, o której niedawno pisałaś. :) A takie zakończenia z niedopowiedzeniami, to mogą nieźle człowieka zdenerwować. Jak kiedyś napiszę książkę, też trzasnę taką otwartą końcówkę do własnej interpretacji - to będzie moja słodka zemsta i okazja do napisania kolejnych tomów. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego podkreślam, że jak już kupować, to obie części naraz. Po 7 zł są w Dedalusie :) A koncówka nie jest do interpretacji, po prostu jest niedopowiedziana. Tak, jakbyś opisywała przygotowania do wielkiej walki Supermana z Batmanem i skończyła w momencie, kiedy stają naprzeciw siebie :)

      Usuń
  7. Jestem miłośniczką zombie, więc nie mogę sobie odpuścić tych książek. Właściwie to zastanawiam się jak to możliwe, że jeszcze ich nie czytałam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadrabiaj w takim razie. Dość oryginalne spojrzenie na kwestie nieumarłych :)

      Usuń
    2. Będę nadrabiać i to niedługo, właśnie kliknęłam obie powieści w Dedalusie :P

      Usuń
    3. O, kurczę. To teraz będę miała wyrzuty sumienia, jak Ci się nie spodoba ;P

      Usuń
    4. Spokojnie, nie ma opcji, żeby powieść z zombiakami mi się nie spodobała :D

      Usuń
  8. zombie stories jakoś szczególnie nie przemawia ale podziwiam Cię za ilość książek które pochłaniasz! Ja niestety ostatnio nie mam na czytanie czasu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to czeka niebawem, więc łączę się w bólu. Czytanie jest jak nałóg, przynajmniej kilkanaście-kilkadziesiąt stron dziennie, inaczej czegoś mi brakuje i marudzę.

      Usuń
    2. Też tak mam, ale wkurza mnie strasznie, gdy muszę oderwać się od książki. Wyczekuję takiego urlopu, gdy będę mogła bezkarnie leżeć z książką na hamaku :)
      kolodynska.pl

      Usuń
    3. Właśnie widzę, że ostatnio brak nowych recenzji u Ciebie. Życzę więcej czasu :)

      Usuń
  9. A ja jakoś nie potrafię przekonać się do zombie. Wolę jednak wampiry, lecz jeśli wpadną w moje ręce obie książki, to może przełamię swój opór i przeczytam. Tymczasem skusiłam się na ,,Statek śmierci'', który tak zachwalałaś. Mam nadzieję, że nie będę żałować tej decyzji.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rybka-zombie? Wiesz jak mnie przekonać do tego, żebym nie sięgnęła po tę książkę. :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekam na zombie-karaluchy lub zombie-chomiki :D Rybek nie lubię, więc nie czuję się zachęcony :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zombie chomiki też były. Wszystkie zwierzaki były zombie. Karaluchy zombie nie wiem, ale skoro dżdżownice zombie były, to i karaluchy :P

      Usuń
  12. A miałem już kupić te książki ;P. Ale w sumie Twoja recenzja nie jest zbyt entuzjastyczna i chyba dobrze postąpiłem, zostawiając sobie kasę na przykładowo "Joyland", który muszę kupić, bo inaczej się chyba zesram ze zniecierpliwienia :D.

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noooo Joyland koniecznie :) A moja recenzja jest raczej obojętna. To znaczy przeczytać można, ale bez ciśnienia. :)

      Usuń
  13. Ostatnio zaciekawiły mnie ksiązki o tej tematyce, mysle, ze ta pozycja przypadnie mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie znam tego autora, nie czytałam jeszcze żadnej jego książki, ale skoro są dobre, to powinnam się skusić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to polecam :) U nas wydano chyba tylko te dwie, ale łba urwać sobie nie dam :)

      Usuń
  15. Z zombiakami, jak już kiedyś pisałem, nie zawsze jest mi po drodze, bo nigdy nie potrafię podejść do tematu poważnie. Ale ostatnio zachęcony konkursem związanym z tą antologią "Zombiefilia" sam miałem ochotę coś takiego napisać i trochę się moje nastawienie w tym czasie zmieniło :D Choć jednak mimo wszystko bardziej wolę zombie w wersji pełnej ironii, jak Planet Terror czy Zombieland, niż pełnej powagi, bo trudno mi się wczuć w sytuację i nie śmiać się z historii :)

    Btw, muszę przeprosić za swoją dłuższą nieobecność na Twoim blogu, ale ostatnio praktycznie nie miałem dostępu do neta. Z drugiej strony sesja i w ogóle. Ale wracam już do blogowania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, to widzisz, Zombiefilię będziesz musiał przeczytać ze względu chociażby na moją w niej obecność, ale będziesz się śmiał, bo u mnie dość poważnie :P I klasycznie, że tak powiem.
      Planet Terror i Zombieland uwielbiam :)
      Nie przepraszaj, nie ma za co :) Ja też nie łażę po blogach ostatnio, bo się do wyjazdu przygotowuję. Ważne, że choć czasem wpadasz :)

      Usuń

Prześlij komentarz