Sprawa Niny Frank, Katarzyna Bonda



wydawnictwo: Videograf II, 2007 
ISBN: 9788371835025
liczba stron: 416






Dwukrotnie już przytargałam tę powieść z biblioteki i dopiero za drugim podejściem zdecydowałam się ją przeczytać. Pierwsze, co mi się spodobało (ale jeszcze nie sprawiło, że byłam pewna, że książkę przeczytam do końca) była miejscowość nad Bugiem - Mielnik, nieopodal Siemiatycz. Dlaczego? Ponieważ kiedy trzy lata temu sprowadziłam się na Podlasie, żyję w takim samym świecie, w jakim żyją bohaterowie powieści. I nie ma tutaj przesady - ani w języku, jaki stosują niezbyt wykształceni mieszkańcy wsi, ani w mentalności. I uśmiechnęłam się, kiedy autorka wtrąciła co nieco na temat tutejszego samogonu. Piłam. Niezły.

Ale kiedy dałam się wciągnąć? Hm, pewnie wtedy, gdy pojawiły się zwłoki Niny Frank. Obraz, jaki stworzyła Katarzyna Bonda w sypialni Niny Frank sprawił, że już wiedziałam, że muszę przeczytać to do końca.
I jak wrażenia? Cóż... chaos, w mojej głowie chaos... Bo mamy opowieść kryminalną z pazurem. Nie ma tu owijania w bawełnę, jeśli chodzi o śmiałą erotykę, a język Bondy jest elastyczny i czasami wręcz poetycki. Postaci interesujące, prawdziwe. Tylko ten profiler jakiś taki... do dupy. Dupek, po prostu. Nie lubię go. Ani za wiele w samym śledztwie nie pomógł (poza stworzeniem profilu, który ostatecznie przydał się dopiero po złapaniu mordercy, jako potwierdzenie), ani też nie był z niego fajny gość. 
Polubiłam zaś kierownika Kulę i Lidię, a ludzie we wsi tak boleśnie potwierdzili swoją mentalnością prawdę o mieszkańcach małych wiosek...
Intryga była w porządku. Wciągająca i jako-tako spójna. Kilka spraw jednak zbagatelizowano, niestety, ze szkodą dla całości - Borys i Alojzy. Ich udział został ucięty bez potrzebnych wyjaśnień. Miałam wrażenie, że autorka, po rozwiązaniu zagadki, nie miała już wiele do powiedzenia. Może się wypaliła? Nie dokończyła kilku spraw, które wystarczyło wszakże zakończyć jednym zdaniem. Wyjaśnieniem. Zabrakło mi tego.
Sama Nina to takie połączenie brzydkiego kaczątka, femme fatale i nieszczęśliwej marionetki show biznesu. Miałam wrażenie, że czytam nieco ordynarniejszą i wulgarną historię Marylin Monroe. Kobietka, która nie miała zbyt wielkiego talentu aktorskiego, za to nadrabiała piękną buźką, wplątująca się w bezsensowne romanse z facetami, którzy chcieli jedynie kawałek Marylin. 
A Marylin może być tylko jedna, zatem postać Niny Frank nie przekonuje.

Zakończenie? Samej fabuły - w porządku. Książki? Nie przekonało mnie. Na okładce widnieje pianie z zachwytu na temat tej przewrotki, którą zastosowała autorka, celem może wprawienia czytelnika w osłupienie? Nie wiem, jaki był cel, ale swobodnie można opuścić sobie dwa ostatnie rozdziały. Były niepotrzebne i mi taki dziwaczny zabieg nie przypadł do gustu. Nie pasował - choć to moja opinia i nikt nie musi się ze mną zgadzać, prawda? ;) 

Był taki film - "Funny games" i w nim wprowadzono pewną dziwaczną konstrukcję. Cofanie filmu pilotem. Ten zabieg miał uzmysłowić widzowi, że sam jest chory, oglądając makabry. Że dla niego to tania rozrywka, która sprawia, że włos się jeży, krew, tortury i destrukcja, która budzi grozę, acz nie sprawia, że widz wyłącza ekran, tylko ogląda dalej... Takie lustro - spójrz, chory człowieku, oglądasz śmierć, i jeszcze się przy tym bawisz. I w tym filmie ten zabieg był - przynajmniej przeze mnie - odebrany pozytywnie i sprawił, że rzeczywiście zastanowiłam się nad sobą, nad tym, co oglądam, co uważam za rozrywkę. Zabieg odniósł zamierzony skutek. W tej książce nie ma tego samego, ale skojarzyło mi się właśnie z tym filmem. 

Największy minus? W połowie książki domyśliłam się, kto zabił Ninę Frank...

Generalnie książka jest dobra, na czwórkę z plusem nawet. Wciąga, ciekawi i czasem nawet bawi, ale czy arcydzieło? Raczej nie. Mam jednak ochotę na więcej Katarzyny Bondy, więc... cel osiągnięty ;) 



    Sprawa Niny Frank | Tylko martwi nie kłamią | Florystka



    Komentarze

    1. Czyli widzę książkę warto przeczytać ze względu na samogon i... chyba tyle :D. Może kiedyś się skuszę.

      Pozdrawiam!

      OdpowiedzUsuń
    2. kryminały niestety mało mnie interesują :(

      OdpowiedzUsuń
    3. Świetna recenzja! Nie przepadam za kryminałami, ale zaintrygowałaś mnie.

      OdpowiedzUsuń
    4. Bonda...Bonda...Co mi to nazwisko mówi?? A, tak! "Tylko martwi nie kłamią" czeka u mnie na półce. :)

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Nie wiem przypadkiem, czy to nie kontynuacja... chyba bohaterem jest ten sam profiler. I nie wiem, czy sięgnę po drugą powieść Bondy, może jak wpadnie sama w ręce, ale specjalnie się trudzić raczej nie będę :) Ciekawa jestem Twojej opinii.

        Usuń
    5. Pierwsza polska powieść z profilerem jak najbardziej mnie zainteresowała, ale czytając szczegóły Twojej recenzji mój entuzjazm się zmniejszył. Muszę to przemyśleć ;) pozdrawiam!

      OdpowiedzUsuń

    Prześlij komentarz