Chłód granitu, Stuart MacBride


tytuł oryginału: Cold Granite
tłumaczenie: Szypuła Wojciech
wydawnictwo: Amber, 2007
ISBN: 8324127933
liczba stron: 320
„Samotna ludzka noga sterczała z morza foliowych worków, widoczna od kolana w dół, trochę jak wynurzająca się z wody ręka Pani Jeziora; brakowało tylko Excalibura.”


W Aberdeen znikają dzieci. Zostają odnalezione ich zwłoki - pokiereszowane, zgwałcone i porzucone. Ofiary pedofila i bestialskiego potwora, którego złapać może tylko sierżant Logan McRae, złoty chłopiec miejskiej policji.

To moja pierwsza przygoda ze Stuartem MacBride i chyba nie ostatnia, choć "Chłód granitu" pozostawia wiele do życzenia. Jest to debiut autora i pod tym względem wypada lepiej niż dobrze. Pozostaje mieć nadzieję, że każda kolejna powieść MacBride'a jest jeszcze lepsza.

Jak się odnieść do historii bez spoilerów? Nie jest łatwo, ponieważ cisną się na usta obelgi. Historia jest aż zbyt boleśnie prawdziwa, opisy zbyt barwne; Stuart MacBride nie bawi się w sentymenty ani w grzeczności. Brutalnie opisuje brutalne sceny w taki sposób, że oczami wyobraźni jesteśmy wraz z sierżantem Loganem w zimnej Szkocji. 
Fabuła wciąga od pierwszej strony. Poznajemy - po raz kolejny - życie policjanta, jego przyjaciół i przełożonych. Na uwagę zasługują inspektor Insh, uzależniony od cukierków, i posterunkowa Watson o pięknych nogach i niewyparzonej gębie. Do tego mamy sierżanta LoganaKilkakrotnie kiwałam głową ze zrozumieniem i współczuciem dla sierżanta. Logan to taki... kumpel. Ani zły, ani dobry. Kobiety nie wyskakują z majtek na jego widok, a mężczyźni nie bledną ze strachu. I, choć na okładce piszą o nim:
"Bez złudzeń, bez sentymentów i bez skrupułów. Przekracza prawo, łamie regulamin, postępuje nieetycznie, ale zawsze w imię sprawiedliwości"
...to kłamią. Naprawdę miałam nadzieję, że sierżant Logan będzie takim złym policjantem, jak choćby Harry Hole u Nesbo. Że będzie cyniczny, cwany i chamski. Że będzie pił wódkę, odpalał papierosa od papierosa i bzykał wszystko, co się rusza, a kiedy złapie przestępcę, spierze go na kwaśne jabłko.
Niejako sprał nie jednego, a dwóch delikwentów, tyle że było to całkowicie uzasadnione. Nie wiem, czym tu się podniecać. Sierżant nie jest żadnym antybohaterem, nie jest skorumpowany, nie jest zły. Pod tym względem jestem rozczarowana, bo co innego obiecywała okładka. Obiecywała mi niegrzecznego chłopca, a dostałam... porządnego policjanta. Tak, jestem rozczarowana.
Język? Dziwne pomieszanie elokwencji z brukowym kłapaniem jęzora. Czasem wyłapałam perełki w tym morzu podwórkowego bełkotu, ale częściej był to zwyczajny, potoczny język. Nie mówię, że to źle - biorąc pod uwagę całą książkę i analizując ją przez pryzmat normalnego czytadła, język jest wręcz OK. Pozwolę sobie przytoczyć kilka cytatów:
"Niebo sikało na ziemię"
"Rzeczniczka prasowa wyglądała, jakby ktoś wrzucił jej żywego śledzia do majtek"
"Posterunkowy Steve oddalił się pospiesznie, aby znów zwymiotować"
"Włosy żółte jak mocz, oddech cuchnący sherry"
Nie ma tutaj delikatnych opisów. Jest smród rozkładu, rzygowin, martwych zwierząt. Jest krew, ślina i pot. Nie ma tu stokrotek ani nawet zielonej trawy, ponieważ akcja dzieje się w grudniu, a kto cokolwiek wie o Wyspach Brytyjskich, potrafi sobie wyobrazić pogodę pod koniec roku. Jest za to brud, smród, rozkład i gazy. Jeśli o mnie chodzi - jest prawdziwie.
Dialogi kuleją, widocznie autor nie przeczytał ich na głos przed publikacją; tak czy inaczej są sztuczne i napakowane niepotrzebnymi znakami interpunkcyjnymi. Dla mnie wykrzyknik oznacza... wykrzyczenie, podkreślenie wagi wypowiedzi, więc lubię, gdy jest on dawkowany ostrożnie i rzeczywiście spełnia swoją funkcję. U MacBride'a jest on jednak stanowczo zbyt często stosowany. 

Sama historia jest... prawie do przewidzenia. Nie lubię kryminałów, które mnie nie zaskakują. Tutaj w 2/3 wiedziałam, co i jak będzie, wiedziałam, kto i dlaczego. Główny morderca pozostał mi nieznany do końca, ale jego ujawnienie też nie było jakimś ogromnym zaskoczeniem. Gdy wreszcie wyszło szydło z worka zamruczałam pod nosem ze słowami: "A, no tak". Wolę, kiedy z wypiekami na twarzy wymawiam niecenzuralne słowa po poznaniu tożsamości mordercy.

Podsumowując: nie było tu żadnego "ach". Generalnie - jako kryminał, "Chłod granitu" wypada tak sobie. Mimo to, książkę czyta się nieźle. Wciąga - fakt, ciekawi - fakt. Zaskakuje? Niekoniecznie. Niemniej polecam, ponieważ historia opowiedziana przez MacBride'a jest fajnym, łatwym czytadłem. Chętnie przeczytam kolejne powieści tego autora. 


Komentarze

  1. Uwielbiam książki, w których język jest właśnie taki "normalny" (pospolity), a nie wyszukany z liryczno-dramatycznym wydźwiękiem (w ogóle jest takie coś ;P).
    Czasami ku***, potrzebne są wulgaryzmy :D.

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej bym tego nie ujęła ;)

      Usuń
    2. To polecam "Atlas Chmur" - można zauważyć niesamowity kontrast pomiędzy wyszukanym słownictwem podróżnika z XIX, a wypowiedziami gangsterów z współczesnego Londynu, lub Zachariasza używającego wyjątkowo prostych słów.

      Natomiast z Panem Macbride może się zapoznam po przeczytaniu kilku książek Kinga - trzeba nadrobić zaległości :)

      Usuń
    3. Do Atlasu chmur już się zabieram i zabieram... Ale zawsze jest coś innego do czytania :) Na pewno sięgnę, ale na razie również mam przed sobą Kinga i dwie kolejne przytargane z biblioteki książki MacBride'a.

      Usuń
  2. Styl autora trochę skojarzył mi się z Ketchumem, chociaż nie wiem, czy słusznie. U niego też są brutalne opisy, dużo okrucieństwa i mocnych scen. Skoro Ketchum jest u mnie dość wysoko, to jest szansa, że i twórczość MacBride'a będzie mi odpowiadać. I jestem w stanie wybaczyć, że fabuła jest przewidywalna, jeśli książka mnie wciągnie. Czuję się zachęcona, lubię takie klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ketchuma jeszcze nie znam, choć przeglądałam dzisiaj tytuły jego książek w jakiejś internetowej księgarni. Spodobały mi się okładki - bo o autorze jeszcze nie słyszałam. Skoro polecasz, to na pewno poszukam jego książek w bibliotece. Może i u mnie będzie wysoko :)

      Usuń
  3. Lubię krwawe książki, ale taką o pedofilach, morderstwach i zgwałconych dzieciach sobie jednak odpuszczę. Byłoby dla mnie za mocne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, dość mocne. Choć nie aż tak, jak można byłoby się spodziewać - na szczęście. Ale gra na emocjach, nie powiem.

      Usuń
  4. Tym razem pasuję:(. Na razie czeka cały stos innych książek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm...jestem rozdarta, bo z jednej strony lubię takie mocne klimaty, ale z drugiej książka ma znaczące wady. Choć po ostatniej książce z wątkiem pedofilskim byłam mocno zniesmaczona, bo miałam odczucie, że autor ciągoty seksualne skierowane do nieletniej dziewczyny usiłuje pokazać jako coś normalnego, dobrego...

    No cóż, na siłę na pewno nie będę szukać tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek pedofilski jest, owszem, i ja sama też się wystrzegam takiej tematyki, ale akurat pod tym względem autor zachował się jak dżentelmen. I na pewno nie ma w tym nic "normalnego". Każdego autora, który o czymś takim pisze "normalne", "dobre", bym wykastrowała. To NIE jest dobre.
      Ale jeśli ten temat Cię razi, to owszem, jest tyle innych książek.. Pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz