Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki, Mario Vargas Llosa
Tytuł oryginału: Travesuras de la niña mala
Wydawnictwo Znak
Kraków, 2008
Przekład: Marzena Chrobak
ISBN: 978-83-240-0871-1
„Sekret szczęścia, a przynajmniej spokoju, leży w tym, żeby wyeliminować romantyczną miłość z życia, bo to ona sprawia, że człowiek cierpi. Tak żyje się spokojniej i lepiej się bawi, zapewniam cię.”
Była to moja pierwsza powieść tego noblisty. Kupiłam ją na straganie przy dworcu w Gdyni, nówka-nieśmigana, mówiąc kolokwialnie, i przeczytałam ponad połowę w pociągu. Ech, te szelmostwa... Llosa nakreślił obraz niegrzecznej femme-fatale w taki sposób, że czułam do głównego bohatera dwie rzeczy jednocześnie - współczucie i... pogardę. Bo jak można być takim idiotą?!
"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" to opis z grubsza pięćdziesięciu lat życia jednego mężczyzny, który - odkąd ujrzał tytułową niegrzeczną dziewczynkę w wieku nastoletnim - pokochał ją bezwarunkowo. Ot, wydawałoby się, kolejna historyjka o tym, jak kot goni myszkę, niemniej całkowicie na poziomie zdobywcy Nagrody Nobla (Mario Vargas Llosa został uhonorowany tą nagrodą w 2010 roku). A jednak jest na odwrót. Tutaj to myszka goni kota, bawi się nim, zbywa go i manipuluje nim; biedny kocur nie ma szans.
Co my tu mamy? Historię miłosną umiejscowioną w Peru, Francji, Anglii, Japonii i Hiszpanii, na tle rewolucji, czasów Fidela Castro i przemian światopoglądowych. Mamy Ricardo, człowieka, który stąpa mocno po ziemi, a jednocześnie stale i niezmiennie kocha kobietę, która nie jest go warta.
Chilijeczka, która skradła serce naszemu bohaterowi, to wampirzyca emocjonalna, próżna kokietka, doskonale zdająca sobie sprawę z uroku, jaki rzuciła na Ricarda i bez skrupułów wykorzystująca jego słabość do niej. Wie, jakie wywiera wrażenie na ludziach i skrzętnie z tego wrażenia korzysta.
"(...) w głębi ducha dziewczyny z Miraflores odczuwały wobec Chilijeczek fascynację, jaką wzbudza w ptaszku kobra, która hipnotyzuje go wzrokiem przed pożarciem, jaką wzbudza grzesznica w świętej, diabeł w aniele."
Przez kilkadziesiąt lat go zwodzi, uwodzi, rozwodzi - w tym jednym związku zawarte jest ślepe zauroczenie, bezgraniczna miłość, ból, upokorzenie i pieskie oddanie. Chudopachołek Ricardo ma przebłyski racjonalizmu, wie, że nie powinien, ale... Ogarnia go obsesja na punkcie tej paskudnej kobiety. I ta obsesja powoduje, że miałam ochotę wyrzucić książkę w kąt. Ze złości. Ech, Ricardo, ty baranie, ty głupi ośle... Jego zaślepienie było tak irytujące, że przestałam go lubić. Sam zresztą o sobie mówił, gdy po raz kolejny dał się jej przekonać, by znów jak burza wtargnęła do jego życia:
"(...) czterdzieści osiem godzin przeżyłem jak somnambulik, między przebłyskami jasności umysłu a mentalną mgłą, która podnosiła się od czasu do czasu, wydając mnie na pastwę masochistycznych sesji okraszonych wyzwiskami: ty imbecylu, ty kretynie, zasługujesz na wszystko, co ci się przydarza, co ci się przydarzyło i co ci się jeszcze przydarzy"
Niegrzeczna dziewczynka jest materialistką z krwi i kości. Szuka takich mężczyzn, przy których będzie miała wszystko, czego tylko zapragnie. Ta bezwstydna księżniczka wie, jak manipulować mężczyznami i jak w najlepszy sposób wykorzystać swoje ciało, by zdobyć absolutnie wszystko.
A Ricardo? Skromny tłumacz, dobry człowiek. Pracowity, nie szukający rozgłosu mężczyzna, jakich wiele. Tacy mężczyźni nie znajdują się w zasięgu radaru niegrzecznej dziewczynki, ale nie oznacza to, że ona pozwoli Ricardowi o sobie zapomnieć. Nie wiadomo, dlaczego. Pies ogrodnika? A może ona również go kocha, jednak życie w glorii i bogactwie jest zbyt kuszące, a bycie z Ricardem wymagałoby zbytniego poświęcenia? A może po prostu schlebia jej fakt, że ma faceta w garści, i jej próżność karmi się jego bezgranicznym oddaniem?
Sama miłość mężczyzny jest tragiczna, infantylna; Ricardo zachowuje się jak głupiec, dający się wodzić za nos. Perwersyjna, obłudna postawa Chilijeczki, a jednocześnie jej wyrachowanie czynią z niej kobietę przeklętą. I wbrew empatii, po kilku kolejnych okrzykach w stylu "Ricardo, ty idioto!" skierowanych do zapisanych stron, nagle zaczynamy lubić tę szelmowską dziewczynkę. W końcu Ricardo sam się o to prosi, naiwniaczek. Tym bardziej, że jego postać została przez Llosę wykreowana w taki sposób, by wydawał się nam papierowy, wręcz przezroczysty; nie ma w nim zbyt wielu cech, które można byłoby uznać za szlachetne czy bohaterskie. Ot, zwyczajny facet. Za to postać niegrzecznej dziewczynki jest aż nazbyt wyraźna, jej cechy, charakter i osobowość zostały tak rozpisane, że czułam się tak, jakbym ją znała. Jakby mogła tylko dzięki tej jednej powieści zmaterializować się, powstać i zrobić to samo z innym "Ricardem". Czyż nie ma takich kobiet? Oczywiście, jest ich znacznie więcej, niż nam się wydaje...
Generalnie ta historia wywołuje wiele skrajnych emocji - od współczucia, przez niedowierzanie, żal i wzgardę; obrzydzenie miesza się ze smutkiem, a irytacja z nieposkromioną ciekawością: co będzie dalej? I to, zdaje się, jest przepisem na sukces. Do tego szczypta pikanterii i erotyzmu, doskonały zmysł obserwacji, nienużące opisy miast, przytoczenie faktów historycznych i mnogość bohaterów "drugiego planu" z ostro zarysowaną osobowością oraz rewelacyjny, lekki styl to atrybuty naprawdę porządnie napisanej powieści. Mało która książka wywołuje w czytelniku tak wiele uczuć, dlatego jest tak warta przeczytania.
Taka opowieść o nowoczesnej kobiecie trochę. Przykro, że jest ich coraz więcej.
OdpowiedzUsuńWszystkiego co najlepsze w te święta :)
ja swoją przygodę z tym autorem rozpoczęłam od Historii Alejandra Mayty i niestety ciężko mi było przez nią przebrnąć, nie wiem czy zdecyduję się na kolejne powieści tego autora
OdpowiedzUsuńJa z kolei po "Szelmostwach" próbowałam przebrnąć przez "Święto kozła" i też nie dałam rady. Dość specyficzny, przyznaję, widocznie trzeba "trafić".
Usuń