"Coś, co staje się złe" - Konkurs “Joyland” + “Doktor Sen”
Mości Państwo! Rewelacyjny konkurs został ogłoszony na stronie jestkultura.pl. Chętnych zapraszam do postu konkursowego, ja oczywiście sobie uczestnictwa nie odpuszczę ;) Nie tyle o wygraną chodzi – zarówno Joyland jak i Doktor Sleep zdobędę w ten czy inny sposób, ale chodzi o zabawę!
Długo się zastanawiałam, co mogłoby stać się złe, a o czym Mistrz jeszcze nie pisał. Bo pomyślmy – King zmienił wiele zwyczajnych przedmiotów w złowrogie maszyny do zabijania. Kilka przykładów – samochód, rower stacjonarny, komórka, magiel, obrazy, zdjęcia, aparaty fotograficzne, edytory tekstu, samoloty, lalki, amulety… ;) Podobnie ze sprawami bardziej złożonymi (liczne miasteczka, budynki, cmentarze, lasy, pokoje hotelowe) lub żywymi (zwierzęta – Cujo, szatański kot). A zatem dumałam, dumałam i… wydumałam. Oto moja praca konkursowa – bądźcie pobłażliwi, poniższe opowiadanie ma przede wszystkim bawić!!! Zostało napisane z przymrużeniem oka i tak też powinno zostać odebrane. Miłej lektury ;)
„Osadnik”
Miejsce akcji: Podlasie, tuż przy granicy z Białorusią, u wrót mrocznej, prastarej Puszczy Białowieskiej.
Czas akcji: współcześnie
Czas akcji: współcześnie
We wsi Zgryzoty w województwie podlaskim większość mieszkańców była wyzwania prawosławnego, z czego najbardziej cieszył się miejscowy pop zwany Batiuszką, gospodarz wiejskiej Cerkwi. Zacierał ręce z radości, gdyż wiedział, że kościoły katolickie w maleńkich wsiach raczej klepią biedę, niż raczą się bogactwem. Jego cerkiew była niewielka, ale imponująca – różową elewację zwieńczała pokryta prawdziwym złotem kopuła, którą było widać w promieniu co najmniej dziesięciu kilometrów. Ponadto niewielki cmentarz, umiejscowiony tuż za świątynią, przynosił spore, regularne dochody – w Zgryzotach przeważająca część wiernych była w wieku zdecydowanie przeszłoprodukcyjnym.
Batiuszka żył niczym pączek w maśle. Młodo ożeniony, doczekał się już dwójki maluchów. Z ogromną przyjemnością głaskał się po imponującym brzuchu, przypominającym obleczoną sutanną piłkę lekarską. O, tak. Złapał pana Boga za nogi! Wychwalany pod niebiosa przez parafian obrastał w pióra, będąc jednocześnie człowiekiem niezwykle obowiązkowym i kreatywnym. Organizował mnóstwo imprez towarzyszących, odpustów, chętnie również chadzał na wizyty do wiernych i prowadził katechezę w podstawówce. Tym większą radość odczuł, gdy Urząd Gminy załatwił dotacje unijne na przerobienie klasycznych szamb w nowoczesne przydomowe oczyszczalnie ścieków. Na kanalizację tak mała wieś, jak Zgryzoty, nie miała szans, zatem ta inicjatywa została przyjęta przez mieszkańców z aprobatą. Co najbardziej cieszyło Batiuszkę kryło się w tym, co nadejdzie po realizacji inwestycji. Delikatnie napomknął jednej parafiance o tym, że na Śląsku święcono oczyszczalnie. Wiedział, że po wsi pójdzie fama, wszakże w małych społecznościach naśladownictwo to chleb powszedni, a żaden z mieszkańców nie chciał wypaść gorzej od sąsiadów. Wystarczyło, że tylko jedno gospodarstwo wyrazi potrzebę poświęcenia nowego przybytku – a zgodnie z teorią reakcji łańcuchowej, niebawem wszyscy parafianie zwrócą się do Batiuszki z podobną prośbą. Natomiast wstępny kosztorys rytuału poświęcenia opiewał na 200 zł od gospodarstwa – to niezbyt wygórowana cena za poświęcenie oczyszczalni ścieków, która ma służyć mieszkańcom przez wiele, wiele lat.
Batiuszka jak zwykle miał rację. Soleniukowa po rozmowie z popem pozwoliła, by ziarno zasadzone przezeń w jej głowie wykiełkowało. Już po kilku dniach prawie wszyscy mieszkańcy Zgryzot wyrazili chęć poświęcenia swoich oczyszczalni, jak tylko zostaną wybudowane.
Trzy miesiące później Batiuszka siedział w swoim domu przeliczając zielone i brązowe banknoty. We wsi Zgryzoty było 21 gospodarstw, z czego w dwudziestu mieszkali prawosławni. Jedno gospodarstwo było własnością młodego małżeństwa, które przeniosło się do idyllicznej wsi położonej u kresu Puszczy Białowieskiej prosto z hałaśliwej i śmierdzącej Warszawy. Owo małżeństwo wyznawało – o ile w ogóle – katolicyzm, i święcenie oczyszczalni ścieków wydało im się absurdalne. Batiuszka wzruszył ramionami na wspomnienie bezbożnych warszawiaków i schował 4000 złotych do koperty. Z samego rana wpłaci tę kwotę na konto; jeszcze trochę i będzie mógł kupić sobie od ręki nowego mercedesa.
Anna i Łukasz Kowalscy siedzieli w kuchni i pili gorącą herbatę. Zima przyszła do Zgryzot zdecydowanie za wcześnie, szczęśliwie ziemia nie zdążyła jeszcze zamarznąć, nim robotnicy uporali się z budową oczyszczalni. Rozmawiali o Batiuszce i nie mogli się nadziwić, jak w owczym pędzie cała wioska, jak jeden mąż, postanowiła poświęcić urządzenie, które miało oczyszczać efekty ich czynności fizjologicznych. Rozbawieni i zatopieni we własnym świecie zrazu nie usłyszeli odgłosu cichego bulgotania, rozbrzmiewającego za domem. A powinni, gdyż w takich miejscach, jak Zgryzoty, jedynym naturalnym dźwiękiem jest szum przejeżdżającego traktora i wycie psów na łańcuchach. Małżeństwo, pogrążone w rozmowie, nie zauważyło nawet, jak noc okryła wieś ciemnością.
Raptem rozległ się donośny dźwięk, przypominający strzał z karabinu. Poderwali się na równe nogi. Zaintrygowani, wybiegli z domu, zapominając o okryciach wierzchnich, dzierżąc zaś po latarce w ręku.
Raptem rozległ się donośny dźwięk, przypominający strzał z karabinu. Poderwali się na równe nogi. Zaintrygowani, wybiegli z domu, zapominając o okryciach wierzchnich, dzierżąc zaś po latarce w ręku.
Jeden z osadników, dopiero co przykryty ziemią, otworzył się. Klapa leżała kilka metrów dalej, a z dziury w ziemi zionęła czarna otchłań. Tafla wody, której było ponad dwa tysiące litrów (tyle kazano im wlać, nim zaczną korzystać z toalety) błyszczała w świetle księżyca. Anna spojrzała na męża niepewnie, zaś w kącikach jej ust czaił się uśmieszek.
- To na pewno miejscowi. Wyrzucili klapę, by wymóc na nas poświęcenie. O, takiego! – powiedział Łukasz, zginając rękę w łokciu, drugą kładąc w powstałym zagięciu. W tym momencie woda zachlupotała. Anna, niewiele myśląc, pochyliła się nad jamą, zaciekawiona wydobywającym się dźwiękiem. Czyżby wpadło do osadnika jakieś nieostrożne zwierzę? Kobieta kucnęła i oparła ramiona na kolanach, mocno wychylając się w stronę toni. Nagle poczuła się ogromnie senna. Woda wyglądała na niezwykle czystą, ciepłą, kojącą; po chwili nogi się pod nią całkiem ugięły i wpadła do dziury głową naprzód.
- Nie! – krzyknął mąż, bezskutecznie próbując uchwycić stopy żony. Podciągnął rękawy i zaczął przebierać wodę w poszukiwaniu Anny. Bez powodzenia. Tafla wody uspokoiła się nader prędko, nic nie wskazywało na to, że przed chwilą do zbiornika wpadła ważąca sześćdziesiąt kilogramów kobieta. Łukasz bez wahania wszedł do osadnika. Cisza stała się nieznośna; jedynym dźwiękiem był plusk odgarnianej wody. Łukasz, zmoknięty jak kura po deszczu, powoli tracił nadzieję. Zbiornik nie był duży, a jego betonowa powierzchnia była całkowicie spójna. Nigdzie nie wyczuł pęknięcia, jedynie cienką rurę, służącą do przemieszczania nieczystości do kolejnych zbiorników, zbyt wąską, by mogła się przez nią przecisnąć dorosła osoba. Jednak mimo usilnych prób Łukasz nie odnalazł żony.
Po zaalarmowaniu policji Łukasz siedział przy zbiorniku, zmarznięty i zdezorientowany. Komisarz przyjmujący zlecenie przyglądał się mężczyźnie podejrzliwie. Nakazał rozebranie całej oczyszczalni celem znalezienia kobiety. Komisarz był przekonany, że mężczyzna ma nierówno pod sufitem; głębokość osadnika wynosiła zaledwie metr dwadzieścia, ergo nawet jeśli kobieta by utonęła to z łatwością znaleziono by jej ciało.
Po rozkopaniu instalacji w przedostatnim zbiorniku, w którym wedle przeznaczenia składują się nieczystości stałe, które mają zostać rozłożone dzięki aktywności bakterii, wyłoniło się makabryczne znalezisko. Na poły rozdrobnione, rozłożone ludzkie szczątki. Niewielkie siteczko całkowicie zatkane było długimi, skołtunionymi włosami i kawałkiem skalpu. Czaszka, pozbawiona mózgu, leniwie dryfowała na powierzchni. Łukasz, widząc pozostałości swojej małżonki, doznał szoku; niedługo potem należało odwieźć go do szpitala, podejrzewano katatonię.
Następnego dnia Batiuszka niezwłocznie udał się do szpitala. Łukasz Kowalski nie był jednym z jego wiernych, ale pop czuł się zobowiązany do odwiedzin u pogrążonego w rozpaczy mieszkańca wsi. Faktem było, iż Batiuszka był we wsi ważniejszy niźli sołtys, o czym pop nigdy nie zapominał.
Po krótkiej rozmowie obaj mężczyźni zgodzili się, że oczyszczalnię należy poświęcić, a może i wręcz odczynić niezrozumiały czar. Niewątpliwie jakieś mroczne moce tkwiły w niepoświęconym obiekcie, o czym świadczyło zeznanie Łukasza i wspomnienie błogości na twarzy żony tuż przed śmiercią. Batiuszka obiecał zająć się tym zaraz po wyjściu chorego ze szpitala, gdyż mężczyzna nie miał przy sobie gotówki, a na terenie szpitala nie było bankomatu.
***
Po kilku tygodniach intensywnego śledztwa komisarz zmuszony był zamknąć sprawę. Prokurator nalegał na umorzenie, ot, nieszczęśliwy wypadek; ani na chwilę nie wątpiono, że mąż miał coś wspólnego ze śmiercią Anny, jednak nie można było tego w żaden sposób udowodnić. Analizy biologiczne wykazały obecność niespotykanych dotychczas w wodzie bakterii, to ich nadmierna aktywność przyczyniła się do tak prędkiego rozłożenia ciała kobiety. Komisarz jednak, wciąż zaintrygowany sprawą, sam pofatygował się ponownie na miejsce zbrodni (tak, był przekonany, że to nie był wypadek), gdy Łukasz jeszcze leżał w szpitalu. I miał tam leżeć jeszcze długo, wszak przeszedł tak ogromną traumę, że wymagał intensywnej opieki psychiatrycznej.
Komisarz zaparkował swoim starym golfem na podjeździe i ciężkim krokiem przeszedł za dom, gdzie zlokalizowana była oczyszczalnia. Zdziwił się, gdyż klapa zbiornika ponownie była odsunięta; technicy zaraz po pobraniu próbek wody zamknęli właz. Zbłąkany pies lub nieuważny spacerowicz mógłby wpaść do dziury i złamać nogę. Komisarz podejrzliwie podszedł do włazu i przykucnął, wpatrując się w równą taflę wody. Po chwili zaczęło go opanowywać dziwne uczucie błogości...
;)
Tak, inspiracją były prawdziwe wydarzenia. Nie śmierci, lecz samego poświęcenia. To dość powszechna praktyka na niektórych wsiach, m.in. na mojej ;) Przynajmniej jedno gospodarstwo święciło w ubiegłym roku oczyszczalnię ścieków. To jak, niezły zalążek powieści? ;) King napisałby to zdecydowanie lepiej, ale starałam się, jak mogłam.
Zapraszam Was do konkursu! Wykażcie się kreatywnością, zabawcie się! Nie można do życia podchodzić tak całkiem na serio. Chętnie przeczytałabym opowiadanie na temat chociażby demonicznej suszarki do włosów albo morderczej sokowirówki. Manipulujący czynami telewizor? Wywołujący szaleństwo budzik (tak, znamy to z autopsji;))? Odkurzacz ssący grzeszników? A może drukarka, drukująca zaklęcia bogów ukrytych w najgłębszych czeluściach Ziemi? Do dzieła ;)
Opowiadanie świetne. Uwiódł mnie zwłaszcza portret psychologiczny Batiuszki. :D
OdpowiedzUsuńZ życia wzięte :)
UsuńWłaśnie to, iż tekst emanuje prawdą jest przerażające...
UsuńPrzerażające? Raczej śmieszne. Mnie to śmieszy ;) Chcą ludzie płacić i wykupywać sobie iluzję życia wiecznego - proszę bardzo. A ci co na tym korzystają po prostu nie przepuszczają okazji. Biznes kwitnie. Opodatkowanie kościoła rozwiązałoby wiele problemów, choć ludzie i tak wciskaliby zmięte banknoty i wypchane koperty księżom w łapę.
UsuńInaczej zaśpiewasz jak wciągnie Cię studnia :P
UsuńJaka studnia? Te, Łukasz, czytałeś to w ogóle? :P To osadnik w przydomowej oczyszczalni ścieków! ;) Dżizas! ;)
UsuńTo nie stanowi dla mnie zbyt dużej różnicy :D I tu dziura z wodą w ziemi i tu :P
UsuńA Ty się przejmujesz gdzie Cię wciągnie? :D
No. W studni czeka Samara. W oczyszczalni - coś innego. Nie wiem, co z dwojga złego... ;)
UsuńJeśli chodzi o książki czy opowiadania niestety nie mam talentu pisarskiego (zdecydowanie wolę pisać formy dziennikarskie), więc odpuszczę sobie ten konkurs. Ale Twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało :) Trzeba gdzieś na Ciebie zagłosować? ;)
OdpowiedzUsuńOj, nie trzeba pisać opowiadania!!!! To akurat moja wariacja. Zadanie konkursowe to udostępnić info o konkursie i napisać na blogu/ fejsie / twitterze o czymś, co staje się złe. Z tego, co rozumiem, wystarczy wręcz napisać: szatańska ładowarka do telefonu przenikająca kablami prądonośnymi (:P) do domostw i wywołująca mordercze szaleństwo. :)
UsuńNie, dziękuję Wiki :) Ale nie trzeba głosować. Jurorem jest Andrzej Tucholski, i to w jego rękach cała zabawa :) A nagrody sponsoruje rzecz jasna Prószyński :)
Nie czytałam info o konkursie, stąd moje pytanie ;))
UsuńTekst typu "szatańska ładowarka do telefonu przenikająca kablami prądonośnymi do domostw i wywołująca mordercze szaleństwo" wypadnie i tak blado przy Twoim opowiadaniu. Jeszcze pomyślę. Ale trzymam kciuki za Ciebie :)
Nie przesadzajmy :) Wedle informacji o wyłonieniu zwycięzcy wygra ten, kto napisze najbardziej przerażającą wizję, moja zaś jest raczej groteską, niż horrorem :) Ale zabawa przednia. Myśl!!!
UsuńKusisz i zamiast pisać recenzję, zastanawiam się nad konkursem :P
UsuńI...? ;)
UsuńI zapomniałam, przez... Kafkę. Byłam na spektaklu "Kafka tańczy" w Teatrze Żydowskim, I straciłam dla Niego głowę. Jak sobie przypominałam, była chyba 1 rano :P
UsuńOooo :) Odchamiamy się, widzę :)
UsuńI w sumie dobrze, że nie brałaś udziału, bo mogłabyś mi zgarnąć nagrodę sprzed nosa - a tak to stałam się (platoniczną jeszcze) posiadaczką Joylandu i Dr Sleep :)
Odchamiam się ostatnio kilka razy w miesiącu. Trzeba coś robić, by nie zwariować w domu :P
UsuńTo gratulacje. Wiedziałam, że wygrasz. :) Mnie i taki by się nie udało, bo nie mam szczęścia do konkursów, przynajmniej blogowych. Zdecydowanie lepiej mi idzie na Qfancie czy Portalu Kryminalnym. ;)
Na PK nigdy mi się nie udało niczego wygrać, choć prawie w każdym konkursie brałam udział ;) Czyli - jest równowaga :)
UsuńŚwietny konkurs, w ogóle nagrody są rewelacyjne. Jak mogłaś skończyć historię w takim momencie? Czekam na ciąg dalszy, na mojej wsi takie cuda się nie dzieją :) Życzę powodzenia i trzymam kciuki za wygraną.
OdpowiedzUsuńBinola, reszta w rękach Kinga ;) Cliffhanger był zamierzony. Muszę przefaksować tekst do Bangor, kto wie, może i wpadnie coś z milionów Stephena, jak będzie wykupywał ode mnie to dzieło. ;)
UsuńPowinnaś zdecydowanie zacząć pisać książki:)
OdpowiedzUsuńLepiej nie! ;)
UsuńŚwietne opowiadanie. Ja w konkursie nie biorę udziału, bo książka do mnie ,,leci'' :-) Ale życzę tobie powodzenia!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Choć tak czy inaczej książkę i tak zdobędę, w ten czy inny sposób ;) Dzięki!
Usuńmasz talent pisarski :)
OdpowiedzUsuńmerci :)
UsuńSposób pisania zbliżony do samego Kinga, przynajmniej moim zdaniem :). Żałuję trochę, że nie wybrałaś drukarki, bo ten pomysł od razu przypadł mi do gustu (ale i bez tego to szatańskie maszyny).
OdpowiedzUsuńNo to do dzieła, pisz o psychicznej drukarce! ;)
UsuńUch, King byłby z Ciebie dumny, nie ma co do tego wątpliwości :D Przetłumacz na angielski i mu prześlij, może przerobi Twój tekst na liczącą tysiąc stron powieść :D Mam nadzieję, że zgarniesz nagrodę :)
OdpowiedzUsuńDziadek byłby dumny, mówisz? ;) Ojej! Tak też uczynię. Wyślę wraz z fakturą ;)
UsuńOj, chciałabym ;)
Świetne opowiadanie. Nie weim czemu, ale bardzo fajnie się czyta :P
OdpowiedzUsuńNo i bohaterem jest Łukasz - trudno było wybrać lepsze imię :D
Główny bohater zawdzięcza swoje imię Tobie, a bohaterka - AnnRK ;) Jakoś tak mi przyszło do głowy ;) Mam nadzieję, że Ann nie będzie obrażona, jak to się stało z jej bohaterką... ;)
UsuńDzięki :)
Myślę, że nie. Najważniejsze, że "mój" bohater przeżył :)
UsuńZaiste ;)
UsuńLedwo odłożyłem historię przeklętej wioski z przerażającym zakonnikiem na czele ("Bisy" Dardy), a Ty mi tu wyjeżdżasz z kolejną, tylko, że tutaj pop miesza się w sprawę :D. Chcesz, żeby mi serce stanęło od tej grozy :P!?
OdpowiedzUsuńPaulina, opowiadanie pierwsza klasa ;)! Pomysł na opętane i niepoświęcone kanały boski :D. Przynajmniej nikt Ci nie powie, że skądś ściągnęłaś pomysł ;p.
Ale ja chyba wolałbym poczekać na premierę Doktorka, bo nie lubię czytać niczego przed premierą, a przed korektą to już w ogóle. Może przeżyję do tej jesieni :).
Miłego dnia i wygranej w konkursie życzę :D! Trzymam kciuki jak najmocniej się da :*!
Melonik :)
Przecież lubisz grozę, o co Ci chodzi :) Melonie kochany, Doktorek przychodzi w dzień premiery. Tak jak i Joyland. W razie wygranej te książeczki przyjdą w odpowiednim czasie, na pewno nie przed premierą ;)
UsuńDzięki za kciuki, przydadzą się, konkurencja nie śpi ;)
Aaaa no jeśli tak to fajnie :D.
UsuńKonkurencja nie ma szans ;).
No to się dostało popom (dobrze odmieniłam...?), choć właściwie nie tylko im, lecz całemu stanowi kapłańskiemu :P Na pewno zdarzają się tacy ludzie, ale zaręczam, że nie wszyscy kapłani tacy są :) Święcenie oczyszczalni to mocny przykład złączenia sacrum z profanum :D pierwszy raz o czymś takim słyszę i trudno mi się do tego odnieść. No cóż, w sumie wiara powinna łączyć się z codziennym życiem :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie ciekawe, najbardziej podoba mi się zakończenie ;) w konkursie sama udziału nie wezmę, ale przypomniał mi się świetny skecz Benny Hilla o tym jak przedmiot codziennego użytku ożyły i zaczęły mordować ludzi, kosmos :D
Pewnie, że nie :) I takie święcenie naprawdę się zdarza ;) Ludzie święcą stodoły, traktory, pola... ;) Muszę poszukać tego skeczu koniecznie!
Usuń"Batiuszka" ma w sobie coś, co mnie rozśmiesza;)
UsuńOdnośnie morderczych rzeczy - dzisiaj akurat miałam koszmar życia. Najpierw śniły mi się sceny a'la "Shutter", a później zacieśniający się wokół mnie krąg właśnie przedmiotów i nie mogłam się obudzić:(
Ej, odnośnie Kinga. Kiedy coś o tej "Szkieletowej załodze"?;) A "Joyland" zamówiłam już w Matrasie za 26 zł z groszami :D
Skecz był świetny, ale oglądałam go w dzieciństwie z tatą, więc nie pamiętam szczegółów, które mogłyby ułatwić jego znalezienie... Ale chyba aż sama zacznę szukać ;)
UsuńSkrzat - weź zacznij spisywać te swoje sny :) Może przed Tobą świetlana przyszłość ;)
UsuńA o "Szkieletowej załodze" za niedługo :) Czytam długo... bo w przerwach między książkami :) Ale będzie! Już mam 80% opowiadań przeczytanych i zrecenzowanych :)
Armalkolit - jak znajdziesz to podrzuć link :)
Uuuu... Groźnie. Nawróciłabym się, gdybym nie była straconym przypadkiem.
OdpowiedzUsuńSerio, wzięłaś to z życia? Święcenie oczyszczalni nie mieści się w mojej zdolności pojmowania. :P
Taki był mój zamiar :P Ano widzisz, jeszcze są rzeczy na tym świecie, które mogą Cię zaskoczyć! ;)
Usuń:D Ty wiesz, jak mi poprawić humor :)
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie swoim opowiadanie, od razu widac, ze poprzeczka w konkursie wysoko postawiona. Ja niestety nie wezme udziału, ale życze powodzenia.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńMoja drga, Ty się bierz za pisanie książki... :)
OdpowiedzUsuńKiedyś wydam zbiór odpowiedzi konkursowych ;)
UsuńJa Joyland dostanę do recenzji, ale Doktor Sleep mnie ciekawi :) W każdym razie będę trzymała za Ciebie kciuki i mam nadzieję, że wygrasz :)
OdpowiedzUsuńChciałabym, chciała... ;)
UsuńBardzo fajne opowiadanie, o święceniu oczyszczalni słyszałam, ale nie wpadłabym na to, by zrobić z tego historię grozy :)
OdpowiedzUsuńCzasami jak czytam opowiadania Kinga, to też nie mogę się nadziwić, jak z prozaicznych rzeczy tworzy takie straszne historie :)
UsuńHaha, dobrze, że nie mieszkam na wsi - jeszcze mogłoby mnie spotkać coś podobnego, bo prawdopodobnie również nie zdecydowałbym się na poświęcenie przydomowego osadnika :)
OdpowiedzUsuńJa mam nówkę oczyszczalnię, nie święciłam :) Uuuu, powiało grozą ;)
UsuńDobrze piszesz;) Mam nadzieję, że wygrasz ten konkurs;)
OdpowiedzUsuńSię okaże w poniedziałek ;)
UsuńNo proszę. Masz interesujący styl, Paulino :) Chyba powinnaś zacząć pisać regularnie, bo to nie tylko dobrze napisane, ale i zabawne. Fajny pomysł, ale zakończenie pozostawia mnóstwo pozytywnego niedosytu, więc czekam na resztę:)
OdpowiedzUsuńKłaniam się, Simonie;) Mogę Ci powiedzieć, co było dalej, ale może lepiej abyś nie wiedział ;)
Usuń